My nie płaczemy i nie załamujemy rąk [ROZMOWA]

2021-02-07 12:00:00(ost. akt: 2021-02-05 16:43:33)

Autor zdjęcia: Wojciech Caruk

Sport i kultura wzbudzają ostatnio w Kętrzynie wiele emocji. O Granicy już pisaliśmy, czas więc na Kętrzyńskie Centrum Kultury, które straciło najwięcej na budżetowych roszadach. O aktualnej sytuacji rozmawiamy z dyrektorem Bartłomiejem Zdanowiczem.
— Rok 2020 był rokiem specyficznym dla kultury i nie tylko w całym kraju. A jaki był dla Kętrzyńskiego Centrum Kultury?
— Jak pan słusznie zauważył, był specyficzny dla domów kultury w całej Polsce. W Kętrzynie zgodnie z wcześniej założonym planem działaliśmy do marca. W marcu w wyniku wybuchu epidemii i wprowadzonych przez rząd ograniczeń, stanęliśmy w KCK przed trudnym zadaniem. Pojawiło się pytanie co robić dalej. Czy zamykamy się i nie robimy nic? Czy jednak jesteśmy działaczami kultury z krwi i kości i pracujemy z sercem nie na 100 a na 200%? Postanowiliśmy jednak się nie poddawać. Praktycznie zrobiliśmy jedno zebranie, na którym pojawiło się mnóstwo pomysłów ze strony pracowników. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że działamy online. Udało nam się to dzięki realizacji programów, które do tej pory można było oglądać na naszym kanale na YouTube czy Facebooku KCK. Przykładem takich internetowych "imprez" była chociażby Majówka czy Bajkowy Dzień Dziecka, gdzie zaangażowali się wszyscy pracownicy Kętrzyńskiego Centrum Kultury. Bez względu na to ,czy na co dzień pracują w samym KCK, kinie "Gwiazda" czy Informacji Turystycznej. Wszyscy mają swój wkład w powstanie filmów. Dzięki temu te produkcje powstały i w naszej ocenie odbiły się bardzo szerokim echem nie tylko w Kętrzynie, ale i w całej Polsce. Docierały do nas głosy wskazujące, że za naszym przykładem poszły inne miejscowości, m.in. Mrągowo czy Bartoszyce, które zaczęły działać online. Były nawet opinie, że nawet większe miasta robiły mniej niż my. Olsztyn, który przecież ma dużo większy budżet, nie robił działań online na taką skalę. Słowa krytyki również były. My oczywiście na konstruktywną krytykę jesteśmy zawsze otwarci. Jednak pozytywny odbiór mieszkańców i pozostałych odbiorców dodawał nam skrzydeł i pokazywał, że idziemy w dobrym kierunku. Wiadomo, że chcielibyśmy zrobić więcej, ale ogranicza nas nie tylko lockdown lecz również budżet, jakim dysponujemy.

— Jednak pamiętam, że przed ogłoszeniem stanu epidemii mieliście plany na "normalne" imprezy?
— Oczywiście. Nic nie zastąpi kontaktu z ludźmi na żywo, bez względu na to, czy jest to koncert, spektakl teatralny, seans filmowy czy wernisaż. Jako społeczeństwo jesteśmy spragnieni kontaktów międzyludzkich. Plany były ambitne. Mieliśmy robić w amfiteatrze m.in. Majówkę czy Dni Kętrzyna. Mieliśmy już podpisane umowy z takimi artystami, jak m.in. Daria Zawiałow czy Kabaret Neo-Nówka. Musieliśmy to jednak odłożyć na bok, ponieważ wprowadzone obostrzenia uniemożliwiły nam tego typu działania. W obliczu takiego obrotu sytuacji chcieliśmy zapewnić mieszkańcom Kętrzyna chociaż minimum rozrywki. Stąd nasza wspólna decyzja, że nie zamykamy się jak wiele innych domów kultury na okres kilku miesięcy. Nikt z nas nie patrzył na czas pracy. Jeżeli było nagranie, to siedzieliśmy w KCK nieraz do późnych godzin wieczornych czy nocnych. Sławek Szuszczewicz, który jest na etacie realizatora dźwięku, przeobraził się w grafika i montażystę filmowego. Siedział nocami i te materiały "sklejał". W ten sposób mógłbym wymienić wszystkich pracowników. Każdy wcielił się w jakąś nową funkcję wybiegającą poza jego etatowy zakres obowiązków. I nie otrzymywał za to dodatkowego wynagrodzenia. Ludzie robili to z prawdziwej, płynącej z serca miłości do kultury.

— W dyskusji, jaka się obecnie toczy wokół Kętrzyńskiego Centrum Kultury, usłyszałem taki głos, a w zasadzie pytanie... Co się stało z tymi pieniędzmi, które zaoszczędziliście na braku imprez masowych?
— To jest bardzo złudne i powierzchowne myślenie. To, że zakładaliśmy przykładowo kwotę np. 200 tysięcy na organizację Dni Kętrzyna, to braliśmy pod uwagę cały budżet w warunkach gdyby nie było pandemii. To że Dni Kętrzyna się nie odbyły, to nie znaczy że cokolwiek zaoszczędziliśmy, bo m.in. wycofali się sponsorzy, których udało się pozyskać. Lockdown spowodował, że nie możemy wydawać, ale nie możemy też zarabiać. Co jest istotne w naszym przypadku - 1/3 naszego planu budżetowego to są środki własne pozyskane z działalności gospodarczej, którą prowadzimy. Na to składa się dochód z biletów kinowych, a przypomnę tylko, że od marca kino praktycznie jest zamknięte. To również sprzedaż w kawiarence. Jak nie działa kino, to i kawiarenka nie zarabia. To również sprzedaż biletów na wydarzenia. Nie ma wydarzeń - my nie zarabiamy. Straciliśmy na pandemii 1/3 naszego budżetu. Dlatego nie ma tu mowy o jakichkolwiek oszczędnościach.

— Ale pieniądze na promocję się znalazły?
— Tak, bo relatywnie to promil naszego budżetu i te środki sami zarobiliśmy, to nie była dotacja z miasta. Od samego początku uznaliśmy, że musimy szukać różnych kanałów promocji naszych działań. Jak w 2019 roku objąłem funkcję dyrektora to te kanały były bardzo ubogie. Zarzuca się nam, że wydaliśmy jakieś pieniądze na lokalną telewizję czy biuletyn. Przeznaczenie części tej puli na promocję przynosi efekty. Nie zgodzę się, że gazetowy biuletyn był niepotrzebny. Pytam się tego, kto to krytykuje, czy zrobił badania chociażby wśród seniorów. Ilu starszych ludzi w Kętrzynie ma internet, korzysta z Facebooka? Bo takie jest uzasadnienie tych zarzutów, że przecież można ludzi informować przez internet. Nasze społeczeństwo to w większości ludzie starsi, a większość z nich nie ma dostępu do internetu. Taki biuletyn był dla nich namiastką tego, co się dzieje w mieście. Tam były informacje ze wszystkich jednostek, nie tylko z KCK. Można się czepiać różnych rzeczy, ale uważam, że wciąż trzeba szukać nowych kanałów. Jedni powiedzą, że drogo. Drudzy, że tanio. To tak jak z zarzutami, że jedna impreza była droższa od drugiej. Takie pytania też mamy. Czemu koncert Oli Jeznach kosztował 200 złotych, a Gala Osobowości 13.000? To trzeba by było każdą imprezę rozłożyć na czynniki pierwsze i przed jej rozpoczęciem zapytać się krytykantów w jakim budżecie mamy się obracać i czy chcemy pozostać na poziomie lokalnym czy się rozwijać. My przy każdym przedsięwzięciu staramy się, aby było ono zrobione na jak najwyższym poziomie. Koncert Oli Jeznach był ogromnym wsparciem z naszej strony. Ola sama może powiedzieć ile pomocy od nas otrzymała - studio nagraniowe, realizacja, montaż, dekoracja, zaangażowanie pracowników, znalezienie partnerów, którzy ufundowali Oli kilka prezentów. Ci którzy nas krytykują powinni przyjść i porozmawiać u źródła, a nie wyciągać wnioski na podstawie niepełnych i często nieprawdziwych informacji.

— Usłyszałem też taką sugestię, że festiwal "Kryształowa Nuta", którą de facto pan sprowadził do Kętrzyna, jest nam niepotrzebna i możemy ją oddać Lidzbarkowi Warmińskiemu. Za zaoszczędzone na niej pieniądze możemy zorganizować własną imprezę promującą naszych artystów...
— Czy tym, którzy takie opinie wypowiadają naprawdę na sercu leży kętrzyńska kultura czy promocja miasta? Czy może tak naprawdę szukają dziury w całym? Moim zdaniem takie wydarzenie, jak "Kryształowa Nuta", daje nie tylko rozgłos kulturalny, ale i ogólnospołeczny w całym kraju. Władze Kętrzyna nie miały wątpliwości, że taką imprezę warto mieć u siebie. Pamiętajmy, że w tym festiwalu biorą udział wokaliści z całej Polski, przyjeżdżają tu dzień przed festiwalem, wyjeżdżają dzień po. Śpią w miejscowych hotelach, jadają w restauracjach, zostawiają tu swoje pieniądze. To ważny aspekt gospodarczy, obok tego najważniejszego – kulturalnego. W jury zasiadają profesjonaliści, muzyczne autorytety. Moją ideą od samego początku było to, żeby przegląd nie kończył się w tym miejscu, w którym się odbywa. Żeby to miejsce, czyli w tym przypadku Kętrzyn, było kojarzone z tym, że daje możliwość rozwoju młodym ludziom. Ktoś, kto zdobywa u nas nagrody nie kończy swojej przygody na Kętrzynie. Ten przegląd daje przepustkę do innych festiwali, nagrania teledysków, singli. Daje młodym wokalistom narzędzia do dalszej pracy i pokazywania siebie. Młodzieży nie staż na wyłożenie kilku tysięcy na stworzenie klipu czy nagranie płyty. Mówienie o tym, że "Kryształowa Nuta" jest niepotrzebna i można ją spokojnie oddać to chyba naprawdę opinia ludzi, którzy nie mają serca dla kętrzyńskiej kultury. Co warte podkreślenia - ten festiwal jest finansowany z naszych środków tylko w 1/4. Reszta to pieniądze pozyskane od sponsorów zewnętrznych. Cały koszt to kilkadziesiąt tysięcy złotych. Dzięki naszym kontaktom, dobrej relacji z firmami udaje nam się pozyskiwać nagrody o wartości nawet kilkunastu tysięcy złotych. Można zadzwonić do wytwórni, studia czy agencji reklamowej i sprawdzić co ile kosztuje. Jaki jest koszt sesji nagraniowej czy weekendu w hotelu. Takie są u nas nagrody. A za tym idzie promocja uczestników i miasta, jako organizatora tego wydarzenia.

— W dyskusji o zbędnych wydatkach pada też kwestia nagrania utworu i teledysku "Wszystko będzie dobrze". Czy warto było wydawać na to pieniądze?
— Teledysk nie kosztował nic, bo zastępca burmistrza, który przecież jest byłym dziennikarzem i producentem telewizyjnym, wziął kamerę i jednego dnia nagrał clip, a drugiego go sam zmontował. KCK zapłaciło tylko za kompozycję, wynajęcie studia nagrań, mastering i całą produkcję piosenki profesjonalistom. Ale kwota była śmiesznie niska gdy zobaczymy jaki ekwiwalent promocyjny otrzymało miasto – ponad 80 tysięcy wyświetleń teledysku i mnóstwo ciepłych słów z całego kraju.
Piosenka odbiła się szerokim echem w całej Polsce. Była grana m.in. na lotnisku w Krakowie.

— No to w takim razie inny, często słyszany zarzut. Kętrzyńskie Centrum Kultury korzysta z usług firm z innych miast zamiast wykorzystywać nasze, lokalne. Przykład? Rozstawianie sceny na amfiteatrze. Dlaczego robiła to firma z zewnątrz, a nie np. nasz Komunalnik?
— Dbając o finanse publiczne musimy też oszczędzać. Mamy budżet, którym dysponuje KCK, a ja jako dyrektor ponoszę pełną odpowiedzialność za jego realizację. Odkąd jestem dyrektorem składaliśmy dwukrotnie sprawozdania finansowe i nigdy nie dostaliśmy żadnych zastrzeżeń w kwestii np. złamania dyscypliny finansowej. Pieniądze wydajemy na to, na co uznajemy, że będzie słusznym wydatkiem. Przykład sceny na amfiteatrze pokazuje właśnie taką oszczędność. Rozstawienie jej np. przez lokalną firmę kosztuje o połowę drożej niż ściągnięcie firmy z Trójmiasta. Dlaczego tak jest? Nasz Komunalnik nie ma wykwalifikowanych pracowników chociażby pod kątem uprawnień wysokościowych. Postawienie sceny to nie jest taka prosta sprawa. Komunalnik nie mając w tym doświadczenia musi oddelegować większą ilość pracowników niż firma specjalistyczna robiąca to na co dzień. Stąd taka różnica w kosztach. My, biorąc pod uwagę oszczędności i dbanie o nasz budżet, musimy się takim czynnikiem kierować. Nie damy naszej firmie np. 10 tysięcy, bo te pięć które zaoszczędzimy możemy wydać na organizację kolejnego wydarzenia. To czysta ekonomia, która w większości przypadków musi być brana pod uwagę.

— A nie lepiej dać więcej, ale swoim?
— Tak nie można. Damy zarobić swoim, ale wtedy ze strony odbiorców naszych działań możemy usłyszeć, dlaczego zrobiliśmy 10 imprez zamiast 15. Budżet nie jest z gumy. W przypadku wydatków można toczyć naprawdę dyskusje na szerokim polu. Czemu wzięliśmy artystę za 30 tysięcy, a nie za 10. Na początku mojej pracy w Kętrzynie przeprowadziliśmy z pracownikami sondę na ulicach Kętrzyna, żeby poznać chociaż namiastkę oczekiwań mieszkańców. Padały różne nazwiska i nazwy - Dżem, Daria Zawiałow, Bayer Full. Braliśmy to pod uwagę tworząc program m.in. Dni Kętrzyna. Mieliśmy dylematy kogo wybrać. I tutaj budżet też ma znacznie. Nie możemy wziąć Dżemu, bo nas na niego nie stać. Koncert zespołu, w czasie gdy o to pytaliśmy, kosztował 60 tys. złotych netto same honorarium, a Darii Zawiałow 30.tys. Bijemy się z myślami, czy np. zrobić jeden koncert Dżemu i nie robić pięciu kolejnych. Czy może jednak rozłożyć to finansowo żeby zaspokoić różne grupy społeczne. Są imprezy masowe, ale są też niszowe. My szanujemy każdego odbiorcę. Nie ważne czy na widowni jest tysiąc osób czy pięć. Nasza praca jest taka sama.

— Jaką atmosferę wewnętrzną zastał pan obejmując stanowisko dyrektora?
— Wiadomo, jak to na początku bywa. Odczułem obawę, bo przyszedł nowy człowiek i nie wiadomo co to będzie. Był pewien dystans. Ja jednak od początku grałem w otwarte karty. Na pierwszym spotkaniu powiedziałem, że może słucham ale nie biorę pod uwagę opinii o pracownikach, które gdzieś tam od kogoś usłyszę. A muszę powiedzieć, że bardzo różne słuchy do mnie docierały. Ja nie oglądam się na opinię innych i sam ją sobie wyrabiam. Dlatego powiedziałem wtedy pracownikom, że zaczynamy z czystą kartą i budujemy zespół od nowa. Jak przyszedłem to miałem wrażenie, że ludzie nie wiedzieli kto za co odpowiada. Wszyscy robili wszystko. Albo i nie wszystko, bo wiele rzeczy nie było zrobionych. Na wiele rzeczy nie zwracano uwagi. Przykładem może być wspominana już promocja. Staram się motywować pracowników do różnych działań. Myślę, że udało mi się uruchomić w nich wydobywanie z siebie na zewnątrz kreatywności. Każdy z naszych pracowników ma w sobie niesamowity potencjał w różnych dziedzinach. Przekonaliśmy się o tym właśnie w dobie pandemii. Ludzie przestali mieć obawy przed prezentacją swoich pomysłów. Ja im mogę i będę pomagać. Jestem od tego, żeby doradzić, ukierunkować, może nawet czasami powiedzieć, że coś ma sens a coś nie. Ja sam mam ponad 20-letnie doświadczenie w kulturze i zawsze chętnie się nim dzielę. W efekcie pracownicy zaczęli coraz częściej wychodzić ze swoimi pomysłami. To oni są twórcami wszystkich wydarzeń, które można zobaczyć w Kętrzyńskim Centrum Kultury. Dyrektor tez ma swoje pomysły, ale w 80 procentach to pracownicy stanowią o sile Kętrzyńskiego Centrum Kultury. Ja jestem pełen podziwu i cieszę się, że mam taką kadrę, która chce pracować i daje ponad 100% swoich możliwości. Proszę zresztą ich zapytać.

— Czy pandemia i sytuacja finansowa zmusiły pana do podjęcia trudnych decyzji o redukcji zatrudnienia?

— Niestety tak. Perspektywa finansowa, którą poznaliśmy na sesji budżetowej, spowodowała, że trzeba było się zastanowić nad ograniczeniem tzw. kosztów stałych. Podstawowe wydatki na utrzymanie trzech budynków - amfiteatru wraz z przyległym placem zabaw, punktu Informacji Turystycznej oraz budynku kina wraz z całą infrastrukturą centrum kultury - oraz pracownicy i pochodne od płac to jest minimum 1,7 mln złotych rocznie. Tyle musimy mieć, żeby utrzymać całe KCK wraz z zasobem kadrowym. Nie braliśmy pod uwagę podwyżek, które co chwilę nas zaskakują. W sytuacji kiedy nie zarabiamy pieniędzy, to z przyznanej nam kwoty 1,4 mln złotych nie jesteśmy w stanie dociągnąć do końca roku na takim poziomie, na jakim byśmy chcieli. Już krążą informacje, że zrezygnowaliśmy z zajęć. Dla jasności - zajęcia są w tej chwili zawieszone ze względu na wprowadzone obostrzenia. One jednak powrócą, jak tylko sytuacja w kraju ulegnie zmianie. Kwestia zatrudnienia zmusiła mnie do intensywnych przemyśleń, ale uśmiechnęło się do mnie szczęście. Udało się uniknąć tzw. "strat ludzkich" i bez noża w serce z którym musiałbym komuś zakomunikować, że go zwalniam. To mi się udało, ponieważ jedna z pań z Informacji Turystycznej dostała propozycję pracy i wybrała inną drogę. Jej etat został już nieobsadzony. Druga pani z etatu osoby sprzątającej przeszła na emeryturę. Na jej miejsce też nikogo nie zatrudniliśmy. Wróciliśmy też do struktury organizacyjnej sprzed kilku lat. Świadomie powołałem swojego zastępcę w osobie pani Beaty Szuksztul. Jej uposażenie zwiększyło się jedynie o dodatek funkcyjny, czyli kilkaset złotych. Żadnych innych podwyżek nie było. Na jej dotychczasowe miejsce nie zatrudniliśmy nowej osoby. Tak naprawdę pani Beata obsługuje dwa etaty - specjalisty ds obsługi imprez i zastępcy dyrektora. W razie pandemicznej sytuacji jednostka pokroju KCK musi mieć prawnie osobę, która w razie niedyspozycji dyrektora sprawnie taką jednostką pokieruje. Pani Beata, to kobieta, która kulturę ma bardzo bliską sercu. To prawdziwy animator kultury z bardzo dużą wiedzą i doświadczeniem. Bez niej nie może oddychać. Oddaje się jej w całości. Przechodząc na etat zastępcy straciła to, że ma nienormowany czas pracy. Nie może sobie odbierać godzin nocnych, nadliczbowych.

— Kino, jak już wspominaliśmy, nie funkcjonuje. Co robią jego pracownicy?
— Przebranżowili się (uśmiech). Biorą udział we wszystkich naszych akcjach, które są prowadzone online. Są aktorami, scenarzystami, przygotowują dekoracje, sprzątają po nagraniach. aktualnym zadaniem jest szukanie środków zewnętrznych w ramach różnych konkursów i projektów. W kulturze zawsze jest co robić i ile osób by nie pracowało, to zawsze będzie za mało. Teraz jest etap składania sprawozdań za 2020 rok do różnych instytucji czy dystrybutorów. Mimo, że przez większość roku kino było zamknięte, to jednak od stycznia do połowy marca oraz czy później krótko w drugiej połowie roku seanse były grane. Cały czas trzymają też rękę na pulsie w temacie filmowych premier, monitorują ruch w świecie kinowym. Ważnym wykonanym zadaniem było przeniesienie projektora filmowego z amfiteatru do kina. Kinowy projektor pracuje non stop już prawie 10 lat i ma za sobą 22 tysiące godzin wyświetlania. Ten z amfiteatru niewiele ponad tysiąc. Dzięki przenosinom jesteśmy zabezpieczeni na kilka lat w przypadku awarii głównego projektora. To pozwala na zaoszczędzenie ok. 300 tysięcy złotych, bo nie trzeba będzie szukać pieniędzy w budżecie na zakup nowego.

— Jak w sytuacji obcięcia budżetu KCK o 400 tysięcy będzie wyglądała reaktywacja zajęć. Przecież niektórzy instruktorzy byli zatrudnieni na umowę o dzieło?
— Oni zostali ujęci w tym podstawowym budżecie. To jest dla mnie priorytet, bo prowadzenie zajęć to nasza działalność statutowa. Ja stanę na głowie, ale pieniądze dla instruktorów będą. Napisaliśmy już cztery projekty do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Mi.in. jest "Respirator kultury", który zapewni nam 10 imprez plenerowych, jak tylko będzie możliwość ich organizacji. Zagłębiłem się też ostatnio bardzo szczegółowo w tarczę 2.0. Złożyliśmy już do Wojewódzkiego Urzędu Pracy wniosek o dofinansowanie etatów pracowników. Możemy pozyskać 100 tysięcy na wynagrodzenia, a wtedy taką samą kwotę z pensji przeznaczymy na działalność merytoryczną. Kwalifikujemy się do umorzenia składek ZUS za listopad. Wniosek został złożony i może uda się też umorzyć składki za grudzień i styczeń. Analizujemy też kilka innych możliwości. Jednak zapewniam, że jak tylko będzie można prowadzić zajęcia, to je wznowimy.

— Prowadzenie sekcji to podstawowa działalność KCK. Nie ma pan jednak wrażenia, że przeciętny zjadacz chleba patrzy na dom kultury przez pryzmat organizacji imprez?
— Te widać, a zajęć w zaciszu sali nie. Moim zdaniem jest to bardzo błędne postrzeganie. Ktoś, kto tak patrzy na KCK powinien porozmawiać z uczestnikami zajęć.

— Jaka liczba odbiorców skorzystała w 2020 roku z oferty KCK?
— W kinie odbyło się 605 seansów filmowych, na które sprzedano 18 316 biletów. Imprez i wydarzeń, w tym również tych online było 83. Wzięło w nich udział 86 000 osób. Taniec breakdance, cztery grupy, to prawie 3500 uczestników i odbiorców. Taniec hip hop, też cztery grupy - 17000 odbiorców i uczestników, taniec współczesny (3 grupy) - 4165, zajęcia plastyczne - 6500, koło filatelistów - 130 osób, koło muzyczne - 869, Studio Wokalne Sukces - 1480, zajęcia teatralne - ok. 1600 osób, fotograficzne i graficzne - 463 osoby. Zajęcia chóru "Wrzos" z Uniwersytetu Trzeciego Wieku z uwagi na seniorów zostały w marcu wstrzymane. Razem z form stałych w KCK skorzystało w ubiegłym roku ok. 36 000 uczestników i odbiorców. Z całej oferty skorzystało ok. 128 000 osób.

— Ale to chyba nie znaczy, że w takich zajęciach z breakdance wzięło udział 3,5 tysiąca dzieci?
— Nie. Precyzując - w przypadku grup breakdance 150 osób uczestniczy regularnie w zajęciach we wszystkich grupach. W kole muzycznym jest kilkanaście osób, studio wokalne to kilkadziesiąt osób.. Kilkanaście jest również w dwóch grupach koła teatralnego. Kilkadziesiąt osób na stałe korzystało z zajęć fotograficznych, graficznych i plastycznych.

— Czy w tych danych liczbowych znajdują się kętrzyńscy radni? Jak z pana perspektywy uczestniczą oni w kętrzyńskiej kulturze?
— Z moich obserwacji, szczególnie w kameralniejszych wydarzeniach, to znikomy procent radnych uczestniczy w ofercie proponowanej przez KCK. Są jednak chlubne wyjątki, które korzystają nawet z naszych zajęć.

— Jak pan widzi rok 2021 w KCK?
— Ciężko powiedzieć, ale zawsze staram się myśleć pozytywnie. Nikt nie wie kiedy skończy się pandemia. Nie wiem co będzie za tydzień, za miesiąc. Jaki będzie czas, obostrzenia, wytyczne. Jaki my będziemy mieli budżet. Ten rok jest wyjątkowy i nie jesteśmy w stanie zaplanować niczego na przyszłość, bo jest ona bardzo niepewna. Jednak my nie załamujemy rąk i wbrew temu co niektórzy mówią - nie płaczemy. Na miarę swoich możliwości działamy w sieci. Przygotowujemy kolejne wydarzenia z miesiąca na miesiąc. Teraz powstaje koncert walentynkowy, ruszyła akcja z okazji Dnia Kobiet. Powoli myślimy też o majówce czy okresie letnim. Mimo budżetowych cieć kultura będzie działała. Zrobimy wszystko, żeby ta kultura była na jak najwyższym poziomie.

Wojciech Caruk


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5