Ten rok dał nam dużo do myślenia [ROZMOWA]

2020-12-10 17:10:00(ost. akt: 2020-12-10 17:48:18)
W minionym sezonie Mariusz Kirszyński (z lewej) częściej siedział w czterokołowcu niż na motocyklu

W minionym sezonie Mariusz Kirszyński (z lewej) częściej siedział w czterokołowcu niż na motocyklu

Autor zdjęcia: archiwum klubu

Pogoda jeszcze do niedawna sprzyjała podróżom na motocyklach. Ci bardziej wytrwali również na zimę nie wieszają motocyklowego stroju w szafie. Dla pasjonatów jednośladów był to sezon wyjątkowy. Koronawirus odcisnął na nim swoje piętno.
O podsumowanie sezonu poprosiliśmy prezesa Stowarzyszenia Miłośników Motoryzacji MotoMasuria i lidera drużyny MotoMasuria Racing Team Mariusza Kirszyńskiego.

— Jak wyglądał tegoroczny sezon u motocyklistów MotoMasurii? Wiem, że udało się wam wystartować w jakichś zawodach?
— Tegoroczny sezon... no cóż tu można powiedzieć... jest najgorszy, jaki mnie spotkał, odkąd pierwszy raz rozpocząłem swoją przygodę z wyścigowym torem. Dlaczego? Po pierwsze wiadomo — panująca pandemia na początku sezonu uniemożliwiła nam wychodzenie z domu na jakiekolwiek treningi, nie mówiąc już o wyjazdach do jakiegokolwiek innego kraju na wyścig. Gdy zaostrzenia trochę ustały w lipcu i na początku sierpnia udało się pojechać na wyścig, ale bez żadnych treningów i przygotowań. Oba wyścigi okazały się wielkim pechem. Nie dość, że wyjazdy były ograniczone, to jeszcze nie udało się dobrze pojeździć. Pierwszego wyścigu, który odbywał się w Kownie na Litwie nie udało mi się dokończyć, ponieważ w pierwszej sesji kwalifikacyjnej na pierwszym zakręcie, w niewyjaśnionej dla mnie sytuacji przednie koło ośliznęło się i w mówiąc w naszym żargonie "poszedłem w kartofle", koziołkując wraz z motocyklem. Był to wyścig dwudniowy, ale pomimo że mi nic się nie stało, oprócz stłuczeń i siniaków, to motocykla nie dało się odbudować, żeby był w stanie wyjechać na drugi dzień wyścigów. Szkoda, bo był potencjał i chęć dalszej rywalizacji.
Na drugi wyjazd na początku sierpnia udało się odbudować motocykl, ale też okazał się wielkim pechem. Można powiedzieć, że nie związanym bezpośrednio z moją osoba czy motocyklem, aczkolwiek motocykl miał na to wpływ. Te wyścigi też się odbyły w Kownie na Litwie i to był bardzo duże zawody, w których większość zawodników była z Polski.
Podczas trzeciej sesji treningowej motocykl odmówił posłuszeństwa, stanął i nie miał mocy w ogóle jechać. Po dostarczeniu motocykla do pit-stopu i rozebrania go, okazało się że zatarła się pompa paliwowa. Po rozebraniu pompy paliwa i zbiornika zauważyliśmy, że w paliwie jest bardzo dużo drobnych opiłków i bardzo dziwnego szlamu. Po niedługiej chwili kolega z Olecka, który zaczynał w tym roku jeździć w barwach MotoMasurii, miał identyczny przypadek, tylko jemu to się stało podczas czwartej sesji treningowej. Identycznie jak u mnie — opiłki i szlam. Więc od razu nasunęła nam się myśl — sabotaż, ale raczej w to nie wierzyliśmy. Ciężko jednak było nam uwierzyć, że to był przypadek. Tym bardziej, że ja tankowałem w Kętrzynie, a kolega w Olecku więc wina paliwa została wykluczona. Wtedy został nam wielki żal, smutek, a nawet wściekłość.
W kolejnych już zawodach nie udało się nam wystartować, ponieważ ograniczenia związane z pandemią zaostrzyły się i uniemożliwiły nam wyjazdy na dalsze rywalizacje w zawodach krajów nadbałtyckich. I tak, w smutnych okolicznościach zakończył się nasz sezon motocyklowy.

— A jak sezon spędzała „niewyścigowa” część motocyklistów?

— Druga część naszej braci motocyklowej i zmotoryzowanej inaczej z przykrością muszę powiedzieć, że sezon spędziła na tzw. kanapie. Nie powiem, sporadycznie pojedyncze osoby na dwa, trzy motocykle jeździły na krótkie wycieczki. Ciężko było zmówić się większą grupą, bo były ograniczenia w ilości osób. Ale było widać i u nas w Kętrzynie duże grupy motocyklowe z innych miast, które przejeżdżały przez nasze miasto. Wiadomo, że jest to ciężki czas nie tylko dla motocyklistów ale i dla wszystkich osób. Każdy już miał dość tego trzymania nas w domu i jak tylko zaostrzenia się zmniejszyły, to wszyscy wyjechali swoimi motocyklami na drogę, żeby zaczerpnąć trochę powietrza i poczuć wiatr we włosach.

— Koronawirus mocno pokrzyżował wam plany na ten sezon?

— W tamtym roku nikt z nas nie spodziewał się takiej sytuacji, jaka nas zastała. Na pewno nie wystartowalibyśmy w całym cyklu zawodów, bo niestety nasze fundusze by na to nie pozwoliły. Plan był na co najmniej 5-6 rund z 12. Wyszło jak wyszło — w dwóch, w których braliśmy udział ani jednego nie udało się dokończyć.

— Wiem, że sam bardziej wolisz tor wyścigowy, ale czy z przysłowiowego „braku laku” częściej wypuszczałeś się na zwykłe motocyklowe przejażdżki?
— Tym razem nie. Wprawdzie posiadam motocykl zarejestrowany na "normalną" drogę, ale powiem szczerze, że ani razu w tym roku go nie odpaliłem. Trochę było to związane z pandemią, bo trzeba było bardziej poświęcić czas dla rodziny, jak i skupić się bardziej na pracy, żeby jakoś się utrzymać. Ten rok dał nam dużo do myślenia i do pewnych zmian w naszym życiu. Wraz z moim szwagrem i członkiem MotoMasurii postanowiliśmy wypełnić czas braku adrenaliny w rajdach samochodowych na szutrach. Nasz debiut był owocny, ale i tam pech nas nie opuszczał. Mimo to jesteśmy bardzo zadowoleni z decyzji rywalizacji na czterech kółkach i z tego, co w nich osiągnęliśmy. Najwięcej to zdobyliśmy wiedzy, która na pewno przyda nam się w przyszłym roku.

— Co motocyklista robi między jednym sezonem a drugim?

— Jeżeli chodzi o czas teraźniejszy, to jeszcze jest ciężko powiedzieć ze względu na to, że nie można trenować w siłowniach, czy — tak jak w moim przypadku — jak co roku intensywnie na basenie. Pomagał mi trzymać dobrą formę mięśniową i sprawnościową, bo po tych wszystkich moich wypadkach, to mogłem tylko robić formę właśnie na basenie.

— Jesteś z gatunku tych motocyklistów, którzy po sezonie potrafią swoje moto wstawić do swojego pokoju a nawet do... kuchni?
— Oj tak. Jeżeli tylko miałbym taką możliwość, to w sezonie zimowym stałby w salonie wypolerowany, czyściutki, z powieszona kartką z boku do odliczania przyszłego sezonu.

— Jak czas do nowego sezonu będzie spędzała MotoMasuria?
— I tu kolejne pytanie mamy, na które chyba teraz jeszcze nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć. Nie wiemy do kiedy ta tzw. pandemia będzie trwała, do kiedy będą zaostrzenia i w jaki sposób będziemy mogli ten czas spędzić. Liczę na to, że to długo już nie potrwa. Musimy mieć nadzieję, że wszystko już nie długo powróci do normy i będziemy mogli normalnie żyć. Tego wszystkim motocyklistom i nie tylko życzę z całego serduszka.

Wojciech Caruk



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5