Z dwóch kółek przesiedli się na cztery. I "rozwalili system"!

2020-10-04 09:52:56(ost. akt: 2020-10-04 09:57:07)

Autor zdjęcia: archiwum klubu

MOTORYZACJA || Robert Gastołek i Mariusz Kirszyński (Moto Masuria Kętrzyn Racing Team) przyzwyczaili nas do świetnych startów w wyścigach motocyklowych. W miniony weekend spróbowali jednak swych sił na "czterech kółkach" podczas 22. Rajdu Nowomiejskiego.
Czy to koniec ich kariery z motocyklami? — Obecnie motocykl wciąż zostaje na pierwszym miejscu. "4 kółka" to raczej rozszerzenie naszej zabawy z motosportem, a także okazja do sprawdzenia umiejętności i poczucia adrenaliny z nieco innego punktu widzenia. Jednak jeśli te "dodatkowe" starty będą przynosiły nam dalej tyle radości i satysfakcji, a jednocześnie puchary i nagrody, to... kto wie? Może przyjdzie przesiąść się na stałe — mówi Mariusz Kirszyński.

Doświadczony kierowca, który — aż dziwne — usiadł w Nowym Mieście Lubawskim po stronie pilota.

— Po naradzie uznaliśmy, że tak będzie lepiej. Nie mam z tym najmniejszego problemu. Tym bardziej, że to właśnie Robert wiele lat temu wciągnął mnie w ściganie się na motocyklach. W czterokołowcach, na tego typu trasach, również ma większe doświadczenie — dodaje nawiązując do marzeń swego przyjaciela z dzieciństwa.

Robert miał bowiem "fioła" na punkcie szybkiej jazdy po szutrach już od najmłodszych lat. Pomagało mu to, że pochodząc z rolniczej rodziny — posiadającej niemało hektarów ziemi — mógł "ścigać się" na nieuczęszczanych, polnych drogach. Początkowo "katował" kultowego fiata 126p. Później przesiadł się na zachodnie marki.

Obrazek w tresci

— Zawsze go to kręciło, lecz nigdy nie miał odwagi, by spróbować się w prawdziwym rajdzie. Argumentem za tym, bym był pilotem, była także moja fotograficzna pamięć połączona z dobrym odczytywaniem mapy rajdowej i orientacją w terenie — dodaje Kirszyński.

Od myśli do czynów

Decyzję o spróbowaniu swych sił w rajdach samochodowych podjęli już blisko rok temu. Od pomysłu do zakupu pojazdu nie minęło wiele. Już w lutym ich Can AM Maverick XRS (o wadze 850 kg i mocy 200KM) z niecierpliwością wyczekiwał okazji do startów w realiach szutrowych i tzw. rally crossie.

Ze względu na zamieszanie wynikające z "odgórnych obostrzeń" dot. koronawirusa (wobec których narasta coraz więcej kontrowersji), z debiutem musieli się wstrzymać. Sygnał do startu usłyszeli wreszcie 26 września.

Choć żaden z rywali nie dysponował tego typu pojazdem, bez słowa sprzeciwu zostali dopuszczeni do rywalizacji (w najmocniejszej z klas, czyli K5/pojazdy turbo 4x4). I okazało się, że już podczas pierwszego startu byli najlepsi. Tyle tylko, że — jako "świeżaki" — wówczas jeszcze pokonywali wymagającą, zdradliwą trasę bardzo zachowawczo. Przy drugim przejeździe "dali ognia", zostawiając konkurencję daleko w tyle. Powinni mieć wówczas już "z górki", natomiast wyszło na to, że "schody" dopiero się zaczęły.

Na sugerowane wykluczenie z zawodów nikt się nie zdecydował. Być może dlatego, że Mariusz Kirszyński jest wiceprezesem zarządu komisji od sportów popularnych (tzw. kawaring) i motocykli zabytkowych w PZM Olsztyn.

Obrazek w tresci

— Nie ma co tego roztrząsać, ale wyglądało to trochę na zasadzie: "Dajcie mi nazwisko, a znajdę odpowiedni paragraf" — wspominają kętrzynianie, którzy ostatecznie mogli walczyć dalej z trasą i ich wyniki były mierzone, lecz... nie wliczały się do oficjalnej klasyfikacji (występowali na zasadzie tzw. "zerówki", czyli przejazdu przedstartowego). W rezultacie konkurencja została za plecami i tak, choć nie "na papierze".

— Debiut oceniamy mimo wszystko jako udany. Rozwaliliśmy system (śmiech) — podsumowuje załoga Moto Masuria Kętrzyn Racing Team, która ma na celowniku już kolejne wyścigi. Tym razem już takie, w których startować będzie więcej maszyn podobnych do ich Mavericka.

Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5