WEEKEND Z MUZYKĄ: Clayseny - "Pure Heart"

2019-09-08 11:00:00(ost. akt: 2019-09-08 11:44:46)

Autor zdjęcia: Clayseny

Czy da się połączyć jazzowy klimat z metalową energią i jakąś... tajemnicą? Właśnie mam przed sobą dowód na to, że jest to możliwe. Muzycy grupy Clayseny tego dokonali.
"Pure heart" to debiutancki album olsztyńskiej grupy Clayseny. Jednak jej muzycy do debiutantów nie należą. Jarosława Łabieńca fanom metalu przedstawiać nie trzeba. Dla "młodzieży" przypomnę tylko, że popularny China, czy jak kto woli Chomik w latach 90 - tych obsługiwał "wiosło" w legendarnym Vaderze. Ten pochodzący z Kętrzyna muzyk ma na koncie również współpracę m.in. z NYIA i Sweet Noise. Death metalu jednak na płycie Clayseny nie znajdziemy. Drugim kętrzynianinem w składzie jest drugi gitarzysta Paweł Kukuć, który swego czasu tworzył legendę kętrzyńskiej sceny - grupę L.A.O.S. Z kolei wokalista z Reszla rodem Grzegorz Gołaszewski występuje również w recenzowanym niedawno na naszych łamach Frontal Cortex. Perkusista Emil bębni też w black metalowej Varmii, a basowe struny szarpie Marcin Siedlecki z Kohorty i ex- Torture of Hipocrisy

Tyle tytułem sprintowego przedstawienia muzyków. Czas na muzykę. A tej już nie da się tak łatwo opisać. Słucham tej płyty pisząc recenzję i nieodparcie powracają do mnie słowa Franka Zappy, że "pisać o muzyce to jak tańczyć o architekturze". I tak jest z "Pure heart". To są dźwięki, które trzeba wchłonąć. I mimo tego, że wokalista nadaje utworom klimaty rodem z Toola, to jednak jest tu coś więcej. Jest ciężko i metalowo, co biorąc pod uwagę CV poszczególnych muzyków wcale nie dziwi. Jest jazzowo, są zmiany tempa, jest wysunięty bas. Jest tajemnica rodem z filmów Davida Lyncha. I to dosłownie. Pierwszy utwór na płycie "Laura P." to nawiązanie do Laury Palmer z "Miasteczka Tween Peaks". Wokal rodem z Toola, leniwy riffy i wskakujące w ciekawych momentach perkusyjne blasty. Czułem, że ten utwór będzie jak film pewnego słynnego Alfreda. Na początek trzęsienie ziemi, a potem napięcie już tylko rośnie. I wcale się nie pomyliłem.

W tytułowym utworze jest już szybciej i brutalniej za sprawą m.in. growlowanych partii wokalnych. W trzecim kawałku "Note from diary" znowu wraca nawiązanie do Lyncha. "Ogniu krocz za mną" śpiewa Grzesiek. I niby jest spokojnie, delikatnie, ale bas i gitarowe wstawki zwiastują podskórnie, że gdzieś czai się jakaś tajemnica. Polecam słuchać w nocy - ciarki gwarantowane. A to co się dzieje w "Crossroada" za sprawą m.in. gościnnego wypuszczenia dźwięków z saksofonu przez Alka Koreckiego (tego od Elektrycznych Gitar) to po prostu mistrzostwo. I tak mogę wymieniać poszczególne utwory, rozpisywać się o ich "smaczkach", ale.... Żadnym słowem nie oddam dobrze emocji, które mi towarzyszą podczas tego uporządkowanego chaosu, tych drżeń i wibracji, tych wizji, kiedy przy dźwiękach Clayseny zamykam oczy.

Tego raczej nie usłyszycie nawet w rockowych radiach. To płyta niełatwa, dziwna, połamana, momentami trochę jazgotliwa (a raczej jazzgotliwa...). Chce się jednak jej słuchać. Jeśli hipnotyzerzy na swoich seansach używają muzyki, to zdecydowanie powinni sięgnąć po "Pure heart". Kupujcie w ciemno. Gwarantuję, że szybko się od niej nie oderwiecie.

Wojciech Caruk


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5