Urodziłem się jako Dieter Klink, cz. 3

2019-04-30 07:00:00(ost. akt: 2019-04-30 07:32:28)
Miejsce pochówku ofiar bestialskiego mordu

Miejsce pochówku ofiar bestialskiego mordu

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Maria Skibińska jest autorką cyklu o mazurskich autochtonach "Oni byli tu przed nami", który kilka lat temu ukazywał się na łamach naszej gazety. Teraz powraca z równie ciekawą, co intrygującą historią. Prezentujemy ją w odcinkach.
— Co pan wie o wydarzeniach w Bezławkach?
— Mogłem obserwować te tragiczne wydarzenia, bo szkoły nie było. Naukę zawieszono w grudniu 1944 roku, a szczegóły pogromu w Bezławkach opowiadał mi kolega Erhard Link. Dnia 27 stycznia około godziny 22.00 do Bezławek weszli Rosjanie. Nie mieszkałem tam wtedy, ale o wszystkim wiem od kolegi, a także stąd, co szeptali i opowiadali ci, którzy przeżyli. Mieszkańcy zostali zgromadzeni w dużej sali. Było to chyba zebranie informujące o zbliżającym się froncie, o tym, co należy zrobić, jak się zachowywać itp.

Kiedy przybyli żołnierze radzieccy, zaminowali salę. Ludzie byli przerażeni, drżeli ze strachu, myśląc, że wszyscy zginą. Po jakimś czasie jednak rozminowano pomieszczenie i wtedy dopiero zaczął się koszmar. Mieszkańcy należący do Volkssturmu rozpoczęli regularną bitwę z Rosjanami. Nie wiadomo, kto z miejscowych wydał rozkaz. Wiadomo tylko było, że zginie wielu ludzi – i rzeczywiście po obu stronach poległo ponad 200 osób. Ponieważ był mróz pochowano ich w bardzo płytkich grobach. Dopiero po latach ekshumowano szczątki pomordowanych i przeniesiono do nekropolii pod Ełkiem.

Słyszałem też o zabójstwie burmistrza i samobójstwie jednej z jego córek – Lohre Raschke. Próbowali ją ratować miejscowa pielęgniarka i rosyjski lekarz, nie udało się – straciła zbyt dużo krwi. Miejscowy rzeźnik na wieść o wielokrotnym zgwałceniu żony powiesił się. Na wieść o gwałtach jedna z kobiet wypruła sobie żyły i, krwawiąc, szła przed siebie. Natknął się na nią rosyjski żołnierz i chciał ją zgwałcić, ale w pobliżu stała radziecka sanitarka. Z samochodu wyszedł rosyjski oficer i zastrzelił zwyrodnialca. Miejscowa pielęgniarka i rosyjski lekarz, podobnie jak córkę burmistrza, próbowali tę kobietę ratować. Podobno uratowali jej życie.

Widok wsi po tej rzezi był przerażający: w pobliżu stodoły zamarznięty żołnierz niemiecki w pozycji strzeleckiej, wzdłuż drogi stosy trupów, w stodołach i budynkach zwłoki, wokół na śniegu krew. Z domów niósł się płacz i dochodziły odgłosy bezbrzeżnej rozpaczy.


— Co było potem?

W 1946 roku wciąż panoszyli się szabrownicy, przeróżne bandy i Rosjanie. Główne drogi były zaminowane. Przemieszczali się więc polnymi drogami i docierali do każdego gospodarstwa i domu. Pamiętam, że na skrzyżowaniu dróg do Reszla, Pilca i Świętej Lipki stały trzy niemieckie czołgi, wokół miny. Przed tzw. Czarną Górą1 w poprzek drogi wykopano potężny rów przeciwczołgowy. Droga, a także dość duży teren wokół zostały zaminowane. Napisy o minach ostrzegały i wszystkich kierowano w stronę torów kolejowych, żeby bezpiecznie można było dotrzeć do miasta.

W Świętej Lipce mieszkało wraz z rodzinami dwóch braci o nazwisku Nyspel. Pracowali w Reszlu jako masarze. W tym czasie w Kętrzynie tworzyła się jednostka wojskowa i potrzebne było wyżywienie na potrzeby żołnierskiej stołówki. Rosjanie zgłosili polskiemu komendantowi, że mają ziemniaki w Bezławeckim Dworze i komendant z woźnicą i dwoma rosyjskimi żołnierzami pojechali po nie. W drodze, z niewiadomych powodów – pewnie tak rozkazali Rosjanie, skręcili do obejścia braci Nyspel, a nie Bezławeckiego Dworu. Tam Rosjanie zamordowali wszystkich, komendanta i woźnicę zadźgali nożem. Dopadli też uciekających braci z rodziną. Mężczyzn zastrzelili w podwórzu, a dzieciom roztrzaskali głowy kolbami karabinów. Pani Nyspel, postrzelona w ramię i pachę, uciekała, otwór po kuli broczący krwią zatkała trawą, dobiegła do rowu obok szosy i skonała. Z kolegą Zdziśkiem Tumińskim przenieśliśmy zwłoki na podwórze Nysplów.

O morderstwie doniesiono rosyjskiemu komendantowi. Zaczęto dochodzenie, ale potem sowieci ukręcili sprawie łeb. Ludzie mówili, że wiele lat widać było ślady krwi na ścianach obory w Bezławeckim Dworze, bo w miejscu kaźni, którym pewnie była obora, znaleziono jeszcze kilka ciał zamordowanych ludzi. Może byli to nieszczęśni Francuzi?

Nie wiadomo, kto pochował wszystkie ofiary mordu, porządnych niewinnych ludzi, pewnie okoliczni mieszkańcy. Ktoś z nich zwrócił się po latach do pani Elżbiety Marko, córki państwa Haritz ze Staniewa, z informacją o tym mordzie i bezimiennym zbiorowym grobie. Dlatego kilka lat temu na miejscu pochówku ofiar bestialstwa pani Elżbieta postawiła krzyż z tabliczką informacyjną. Stoi on z lewej strony drogi ze Świętej Lipki, około 1,5 kilometra w kierunku Bezławek.

To, co się wydarzyło, spowodowało, że większość mieszkańców zaczęła stopniowo opuszczać Bezławki – niegdyś piękną, dużą, bogatą wieś, i inne leżące w pobliżu przysiółki. Zrezygnowani, nieszczęśliwi ludzie porzucali swoje gospodarstwa, domy i wyjeżdżali albo do Niemiec, albo w nieznane. Wspomnienia z zimy 1945 i późniejszych tragicznych zdarzeń skutecznie zniechęcały do pozostania na miejscu.


Maria-Raksimowicz - Skibinska
Towarzystwo Miłośników Kętrzyna

Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij.



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5