Trio potrzebowało ciała, odc. 1

2019-04-17 10:30:00(ost. akt: 2019-04-17 11:04:00)
Sklep meblowy od strony obecnej ul. Osińskiego

Sklep meblowy od strony obecnej ul. Osińskiego

Autor zdjęcia: archiwum Tadeusza Korowaja

Rastenburg, wrzesień 1930 rok. Spokojnie zmierzchało to spokojne miasteczko w mijających ciepłych późnoletnich dniach. Ale czas się nie zatrzymał. W odciętych od Rzeszy Prusach przegrana pierwsza wojna jeszcze była odczuwalna.
Przetrwano szturmy inflacji nie odczuwając dobrobytu tak zwanych „złotych lat dwudziestych”, a znów w roku 1930, ważyło się nowe nieszczęście. Mieszkańcy odczuwali światowy kryzys gospodarczy. Byli bezrobotni, bieda i nędza, a interesy szły źle. Pewien rastenburczyk był w tym czasie totalnie zadłużony i nie wiedział jak wybrnąć z opresji. Wpadł na pewien pomysł! To nagłe olśnienie przerodziło się w jego głowie, w coraz bardziej straszny plan. Tym pomysłem podzielił się z pewnym mężczyzną i młodą kobietą - swoimi pracownikami. Było czymś zadziwiającym, że tych dwoje chciało współpracować, zwłaszcza, że do powodzenia tego przedsięwzięcia potrzebne były zwłoki! To trio zaraz zaczęło realizować swój plan i tak rozpoczęło się polowanie na ludzi, na mazurskich drogach .

Na początku września nieznany kierowca ciężarówki nocą usiłował zamordować robotnika rolnego R. w jego samochodzie. Podczas marszu do Kętrzyna wyprzedził go samochód i zatrzymał się. Siedzący w środku zaprosili pieszego do środka, by go podwieźć. Propozycja została przyjęta z wdzięcznością. Jechali dalej. Samochód monotonnie toczył się drogą. Wtedy R. nagle został silnie uderzony w tył głowy długim i metalowym przedmiotem. Uderzenie było celne. Poczuł przeraźliwy ból i świat mu zawirował przed oczami. Ostatkiem sił wypchnął drzwi samochodu i wypadł z jadącego samochodu wpadając do rowu przy szosie. Samochód z wyjącym silnikiem zniknął. Coś podobnego przytrafiło się niedługo potem obywatelowi Kętrzyna. On również dał się podwieźć nocą przez nieznajomego i także otrzymał cios w tył głowy i udało mu się wyskoczyć z samochodu. Oba te przypadki były przez ofiary zgłoszone na policję. Jeden z nich podobno nawet podał policji numer rejestracyjny samochodu. Funkcjonariusze stwierdzili, że taki samochód faktycznie istnieje. Rejestracja należała do samochodu firmy meblowej Platz & Co. w Kętrzynie przy ul. Tylne Nowe Miasto (obecnie ul. Osińskiego). Policja wiedziała, że - w małym miasteczku nie da się ukryć - zięć handlarza meblami, pan Saffran, również kupiec i posiadacz sklepu meblowego na ulicy Rycerskiej, korzystał czasem z tego pojazdu do celów służbowych. Obaj mężczyźni byli uznani za przykładnych obywateli miasta, a pan Platz zasłużony dla miasta, więc ci panowie byli poza podejrzeniem. Bardziej już myślano, iż ofiara pod wpływem uderzenia mogła się po prostu pomylić.

Zgłoszenie było analizowane przez policję, która była pod nadzorem komisarza Horna. Parę dni później kętrzyńska policja kryminalna otrzymała z głównego oddziału policji kryminalnej w Królewcu zgłoszenie o zaginięciu. Pewien dojarz jadący rowerem damskim do Giżycka, by w tamtej okolicy zgłosić się do nowego miejsca pracy, niestety nigdy tam nie dotarł, co więcej zaginął bez wieści. Szosa Królewiec - Lötzen przebiega przez Rastenburg. Dlatego policja kryminalna zleciła policji rastenburskiej obszukanie hoteli, pensjonatów i gospody. Również do poszukiwań zostało wciągnięte koło łowieckie. Zaledwie dwa dni później zgłosił się myśliwy, który koło Kwiedziny (Qeden), przy obrzeżu lasu znalazł bezpański rower damski i aktówkę. Można było szybko stwierdzić, że chodziło o rower tego zaginionego dojarza. Jego żona rozpoznała rower. Niestety mężczyzny znaleziono.

W połowie miesiąca, w niedzielę odbywały się w całych Niemczech wybory. Było czymś naturalnym, że jeszcze wieczorem wielu mieszkańców wypełniało ulice. Dyskutowano zapewne wynik głosowania. Z czasem ulice pustoszały a lokale się zapełniały. Około północy wstrząsnęła miastem silna eksplozja. Łuna stanęła nad miastem. Sklep meblowy Saffrana płonął jasnymi płomieniami. Metrami do góry wzbijały się płomienie z gęstych chmur dymu do nieba . Zapach benzyny wypełnił powietrze otaczające powietrze. Siła wybuchu była tak silna , że sufit się zawalił a mieszkające powyżej małżeństwo Hellbart musiało uciekać przez okno. Sekretarka i kochanka Saffrana, panna Ella Augustin, biegała jak szalona wokół budynku odgarniając włosy i wołając „mój szef, mój kochany szef jest w sklepie. On leży w ogniu i musi bardzo cierpieć”.

Płomienie palącego się lakieru uczyniły stwierdzenie przyczyny pożaru niemożliwym. Zagrodziły one wstęp do budynku. Strażacy walczyli dzielnie z ogniem, ale niedługo potem zagrożone były budynki w pobliżu i na ratowaniu tych budynków skoncentrowały się prace straży. Prowadzący sklep meblowy, pan Kippnick, odpowiadał na pytania mówiąc, że jego szef chciał jeszcze parę spraw zawodowych załatwić w swoim kantorze. Musiał on prawdopodobnie przegrzać piec i przez to wywołać pożar. Zastanawiające jest to, że palił w piecu i przegrzał go w ciepłą letnią noc. Następnego dnia w Rastenburgu nie było innego tematu niż nieszczęśliwy pożar na Rycerskiej.

Pogorzelisko było ciągle obstawione przez policję i strażaków. Ludzie w cywilnych ubraniach stąpali po jeszcze żarzących się zgliszczach. Byli to rzeczoznawcy, którzy musieli stwierdzić przyczynę pożaru. Policja kryminalna snuła się przy okopconych ścianach. Główny adwokat z urzędu Wittschick z Bartoszyc przybył ze swoimi urzędnikami na miejsce zdarzenia. Jego pierwszym działaniem było przesłuchanie pracowników sklepu, pana Kippnick i pannę Augustin. "Pracowałem właśnie przy gruzach, aż spod nich ukazała się zwęglona ludzka głowa. Kawałek po kawałku odsłoniłem resztę ciała. Już po obejrzeniu głowy nabrałem wątpliwości, bo Saffrana znałem dobrze. On miał specyficzną czaszkę. Ta znaleziona była o wiele za mała. Także tułów i rozmiary się nie zgadzały, gdyż to był barczysty człowiek. Pan Hempel, właściciel budynku stał przy mnie. Po bliższym przyjrzeniu się również jemu ta sprawa nie była taka oczywista. Przy dalszych pracach znaleźliśmy pęk kluczy, ołówek z nazwiskiem Saffran oraz rękawnik z guzikiem z mankietu, które żona rozpoznała jako należące do męża. W tym miejscu doznałem pewnego olśnienia: w 1928 lub 1929 w Królewcu odbywały się obrady funkcjonariuszy policji, podczas których lekarz medycyny sądowej, prof. dr. Nippe wygłaszał referat na temat odnajdywania i postępowania przy zwłokach o nieznanej tożsamości. Nawet przy totalnych zniszczeniach zwłok po spaleniu, zazwyczaj zachowana zostaje szczęka. Na bazie uzębienia można stwierdzić tożsamość denata. Po oczyszczeniu czaszki zostały zrobione zdjęcia i wówczas dostrzegłem w tyle czaszki dziurę po kuli, więc sprawa dotyczyła morderstwa. Saffran był pod opieką stomatologa, więc zleciłem wykonanie analizy porównawczej z kartą pacjenta. Faktycznie nie stwierdzono zbieżności między kartą a uzębieniem denata. Stwierdziliśmy zatem, że osoba która spłonęła to nie sprzedawca mebli."



Opr. Tadeusz Korowaj


Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij.



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5