Artur Andrus: Specjalnie piszę takie piosenki, żeby nie tańczyć

2018-01-21 16:00:00(ost. akt: 2018-01-23 12:46:51)
- Życzę wszystkim żeby to był naprawdę Nowy Rok. Niech miną te stare rzeczy, które się ludziom nie podobały i żeby było po nowemu.

- Życzę wszystkim żeby to był naprawdę Nowy Rok. Niech miną te stare rzeczy, które się ludziom nie podobały i żeby było po nowemu.

Autor zdjęcia: Wojciech Caruk

Dziennikarz, kabareciarz, konferansjer, wokalista. Do tego niedoszły maszynista i sportowiec. Po prostu człowiek renesansu.
- Pytanie którego nie mogę sobie odpuścić na samym początku. Zachodzą zmiany w mediach, ale też i w pana życiu. Spytam krótko. Co z tą "Trójką"?
Nie wiem, to się okaże. "Trójka" miała różne zawirowania, również w czasie mojej ponad 20 - letniej pracy. Ja kilka różnych stanów i etapów tej rozgłośni przechodziłem. Trudno jest mi to oceniać. Dla mnie jest to sytuacja o tyle niekomfortowa, że już tam nie pracuję. To było moje ulubione miejsce pracy. Wiem jednak, że wśród słuchaczy "Trójki" są też tacy, którzy twierdzą, że to co się tam dzieje to jest dobra zmiana. Myślę, że to są takie zmiany, które przemijają. Przychodzi następna władza, a wraz z nią kolejna ekipa kierująca radiem. Co będzie z "Trójką"? Nie wiem, ale zawsze będę jej kibicować.

- Nie ukrywam, że mam pewną trudność i obawy rozmawiając z panem. Czy w momencie przeprowadzania wywiadów lub później ich czytania patrzy pan na dziennikarzy przez pryzmat swojego doświadczenia pracy w mediach?
Oczywiście, że tak. Czasem zdarza mi się rozmawiać z kimś, kto jest na początku swojej pracy dziennikarskiej. Wtedy samemu sobie trzeba przypomnieć, jak to było w momencie kiedy sam rozpoczynałem swoją dziennikarską przygodę. Ile to stresu kosztowało, jak to się człowiek musiał przygotować do pewnych rzeczy. Nie zawsze był na to czas lub brakowało odpowiednich materiałów. Ja zawsze staram się z wyrozumiałością podejść do takiej rozmowy.

- Rozumiem, że nie oczekuje pan od dziennikarzy, że będą przeprowadzać wywiad wierszem?
Zdecydowanie nie. To był mój jeden taki przypadek, o którym gdzieś kiedyś opowiedziałem i teraz ten motyw powraca często w rozmowach. Nie oczekuję jednak, że ktoś będzie pisał do mnie pytania w formie wiersza.

- Dlaczego właśnie w ten sposób postanowił pan przeprowadzić swój pierwszy wywiad z Wojciechem Młynarskim?
Dlatego, że wydawało mi się, że będzie to dosyć oryginalne. Teraz już bym chyba tego nie zrobił, bo bym się bał. Pomyślałbym sobie, że napiszę słabo, że to będzie kiepskie i co wtedy geniusz, za jakiego zawsze uważałem Wojciecha Młynarskiego powie. Pewnie też podszedłby do tego z wyrozumiałością myśląc, że to pewnie jakiś początkujący poeta czy tekściarz, któremu te wpadki trzeba wybaczyć. Dlatego, jak wspomniałem nie wiem czy bym się na to teraz odważył.

- Podczas spotkania w Kętrzynie na sali padło kilka ważnych dla pana nazwisk. Które z tych osób są szczególnie bliskie pana sercu?
Te, które wymieniałem. Stenia Grodzieńska, Maria Czubaszek, Andrzej Poniedzielski, Wojciech Młynarski. To są tacy ludzie, których miałem szczęście spotkać i czerpać z wspólnego bycia na scenie czy spotkań towarzyskich. Dlatego to są ludzie dla mnie bardzo ważni.

- Czym pan przyjechał do Kętrzyna?
Samochodem.

- Dlaczego nie pociągiem?
Nie wiem dlaczego. Nawet się nad tym nie zastanawiałem. Miałem to tak ułożone, że wiedziałem, że muszę wsiąść w samochód, dojechać i wracać. Nie wiem czy to by się udało. A jest pociąg w Kętrzynie?

- Podobno jeszcze kilka jeździ.
A widzi pan. Może następnym razem sprawdzę i spróbuję. Jak się da dojechać, to proszę bardzo. Ja bardzo chętnie jeżdżę pociągami. Jeśli są bardzo dobrze skomunikowane miejsca z Warszawą, to jeżeli mam wracać to często są kłopoty z wieczornymi powrotami. Dlatego samochód to mój najczęstszy środek transportu.

- Podobno jednak w pociągu dużo pan tworzy?
Więcej na pewno niż w samochodzie. Ciężko się pisze trzymając kierownicę. Ja naprawdę bardzo lubię pociągi. Po pierwsze można w nich sobie odpocząć. Po drugie można spokojnie pomyśleć, poobserwować i przelać na papier coś, co się wymyśliło. Jeżeli jest okazja takich kilku godzin podróży, to mi to pasuje.

- Skoro tak pan kocha pociągi to dlaczego nie został pan maszynistą?
Ponieważ przestały już na regularnych połączeniach jeździć parowozy, a to właśnie one mnie najbardziej interesowały. Dla mnie to była najfajniejsza forma kolejowa. Elektrowóz dla mnie już nie ma tego czegoś romantycznego. Wiem, że to pewnie była cięższa praca, ale było coś niesamowitego w moim wyobrażeniu, żeby poprowadzić tak wielką maszynę wypuszczającą z siebie potężne kłęby dymu. Może to nie jest jedyny powód dlaczego nie zostałem maszynistą, ale na pewno jeden z głównych, że już nie ma parowozów.

- Nie został pan też sportowcem.
W tym przypadku nie wiem dlaczego nim nie zostałem. Miałem wszelkie warunki ku temu. Mogłem nauczyć się pływać, bo mieszkałem niedaleko jeziora. Mogłem nauczyć się jeździć na nartach, bo góry miałem blisko. Ani jednego, ani drugiego nie osiągnąłem. Miałem brata, który był świetnym, prawie zawodowym sportowcem. Mnie to jakoś nie pociągnęło. Tak widocznie moja natura. Tak jakoś skonstruowany człowiek, że ciągnie raczej w przeciwną stronę.

- Jednak trochę to narciarstwo przewija się w pana życiu?
Jakoś tak ostatnio mnie wzięło. Parę lat temu znajomi mnie zabrali. Mówili, że fajnie by było gdybym pojechał z nimi. Pojechałem, ale się tylko przyglądałem, nie stawałem na nartach. Patrząc jednak na ich wyrazy twarzy pomyślałem sobie, że to musi niezłą frajdę sprawiać i następnym razem też spróbuję. Tak się też zdarzyło. Pojechałem kolejny raz, spróbowałem i złapałem bakcyla. Wtedy zacząłem jeździć.

- Można powiedzieć, że jest pan człowiekiem renesansu. Dziennikarza, kabareciarz, konferansjer, wokalista. To tylko niektóre z wykonywanych przez pana zawodów. Nie miał pan w życiu takiego momentu, że budząc się rano zastanawiał się pan co dzisiaj robię i dla kogo?
Nie, ponieważ wszystkie te rzeczy są do siebie dosyć podobne i w zbliżonych rejonach się kręcą. A że jest ich tyle to powoduje, że żadną z tych aktywności się jeszcze nie znudziłem. Mogę je cały czas robić i dalej będą mi sprawiały tyle samo przyjemności.

- Bardziej woli pan relację z widzem przez pryzmat telewizyjnego okienka czy jednak mimo wszystko kontakt na żywo między sceną a widownią?
Zawsze odpowiadam na to pytanie, że dla mnie najważniejsze jest radio i tak zawsze było. Jak widać chyba za często o tym mówiłem, bo teraz już nie mam tego radia w swoim zasięgu i nie prowadzę tam audycji. Każda z tych form aktywności coś w sobie ma. Jednak gdybym miał wybierać pomiędzy telewizją, a żywym kontaktem z widzami, to wybieram drugą opcję. Tam jest coś takiego, że jest natychmiastowa reakcja. Człowiek wie czy to co powiedział to działa czy nie działa, śmieszy czy nie śmieszy. W kontakcie z widownią takie rzeczy wychodzą.

- Najpierw pojawił się Andrus dziennikarz czy Andrus dziennikarz?
Zdecydowanie dziennikarz. Chociaż to też nie było takie do końca dziennikarstwo. Na początku zajmowałem się takimi materiałami związanymi z przeglądami kabaretowymi. Nigdy nie uprawiałem dziennikarstwa informacyjnego.

- Skąd w takim razie pomysł, żeby zostać piosenkarzem?
Z przypadku. Jak większość w moim życiu. Po prostu kiedyś już "wklejałem" do swojej konferansjerki wierszyki, które nieźle "działały". Pomyślałem więc, że wrzucę piosenkę. To była przeróbka włoskiego przeboju "Lasciate Mi Cantare" Toto Cotugno. Napisałem polski tekst "Zabierzcie mi gitarę". Stwierdziłem, że zaśpiewam to w trakcie moich konferansjerskich zabawa. Zadziałało, bo publiczność przyjęła to bardzo ciepło. Wtedy zacząłem pisać kolejne piosenki.

- Skoro już jesteśmy przy tym utworze to pamiętam, że kiedyś powiedział pan, że jest to historia dziewczyny zamieszkującej Warmię i Mazury. Ma pan chyba jakiś sentyment do tego regionu?
Ta piosenka w ogóle powstała w Lidzbarku Warmińskim na Wieczorach Humoru i Satyry. Tam zresztą jest ten wątek "pamiętasz jakeś pasła gąski w parku i jak rozbiegły się się po Lidzbarku". To nie są moje rodzinne strony, więc to nie jest tego rodzaju sentyment. Jednak wiele lat spędziłem na Wieczorach Humoru i Satyry w Lidzbarku Warmińskim, Mazurskie Lato Kabaretowe z edycjami w Ełku i Gołdapi. Dzięki temu mam coraz więcej znajomych tutaj i zaczynam coraz przyjemniej traktować to miejsce.

- Kabaret w Polsce był "od zawsze". Jednak w ostatnich latach nastąpił wysyp wszelkiego rodzaju grup kabaretowych. Nie obawia się pan, że przy takiej ilości niedługo zabraknie tematów i pomysłów na skecze?
Tematy będą zawsze. Kabaret znajdzie sobie odpowiedni do programu. Oczywiście czasy są różne. Kiedyś trzeba było zmagać się z cenzurą. Pisać tak, żeby widz zrozumiał, a cenzura puściła. Teraz przynajmniej oficjalnie tej cenzury nie ma, więc trzeba inaczej pisać. Kabaret zawsze coś dla siebie znajdzie. Różne są formy. Teraz jest popularny stand up. Uważam, że to bardzo dobrze, bo jak jest coś co dostarcza ludziom uśmiechu to niech będzie tego jak najwięcej.

- Zakładam, że lubi pan dancingi?
Dlaczego?

- Wnioskuję to z formy piosenkowej, którą pan uprawia.
Ja specjalnie piszę takie piosenki, żeby nie tańczyć. Jeżeli ktoś śpiewa piosenkę do tańca, to nie musi jej tańczyć. Uważam, że to też fajna forma rozrywki. Jeśli ktoś lubi tańczyć, to fajnie jeśli ma dancingi do dyspozycji i może sobie potańczyć ile chce.

- To teraz pytanie z gatunku intymno - banalnych. Pił pan w Spale?
Nie, ale za to spałem w Pile. Pomysł na ten tekst narodził się kiedy przejeżdżałem przez Spałę. Wpadł mi taki szlagwort do głowy. Potem przeleżał kilka lat nieużywany, aż się okazało, że muszę napisać tekst piosenki do jakiegoś programu telewizyjnego. Wtedy dopisałem całą resztę. Tak powstała ta piosenka, ale z rzeczywistością nie miała nic wspólnego, bo byłem wtedy jeszcze przed spaniem w Pile.

- Rozumiem, że jelenia też nie ma pan wytatuowanego?
A tego nie mogę powiedzieć. Niech to zostanie słodką tajemnicą.

- Nie brakowało panu podczas ostatniej Wigilii kultowego "Trójkowego Karpia" z Myśliwieckiej?
Jak będę go chciał sobie posłuchać to kupię płytę. Wszystkie poprzednie edycje też mam w domu, więc mogę sobie w każdej chwili włączyć.

- Czego życzyłby pan naszym czytelnikom w Nowym Roku 2018?
Żeby to był naprawdę Nowy Rok. Niech miną te stare rzeczy, które się ludziom nie podobały i żeby było po nowemu.


Wojciech Caruk

Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5