Wszystko może być inspiracją

2017-10-14 13:00:00(ost. akt: 2017-10-14 14:09:50)

Autor zdjęcia: archiwum zespołu

Muzyka\\\ Kilkanaście lat temu współtworzył kętrzyński L.A.O.S., dziś w angielskim Norwich działa pod nazwą Hedra. W tej chwili nowy zespół Kamila Krakowiaka jest u wrót wielkiej kariery, dlatego postanowiliśmy z nim porozmawiać.
Kamil, powiedz co tam słychać na obczyźnie?
— No właśnie jak to na obczyźnie: praca, dom, zespół, muzyka, koncerty i tak wkoło. Ogólnie jest ok, nie mogę narzekać. W sumie już prawie jedenaście lat jestem tutaj i czuję się bardziej nie-Polakiem niż Polakiem, jeżeli można tak powiedzieć. Anglia wydaje się krajem perspektyw i możliwości dla tych ludzi, którzy naprawdę chcą coś zrobić ze swoim życiem. A ja mam swoją muzykę.

Chcesz opowiedzieć o tym, co sprawiło że podzieliłeś los kilku tysięcy kętrzyniaków, którzy stąd wyemigrowali?
— (śmiech) W moim przypadku zostałem wrobiony. Znajomy załatwił mi pracę i ściągnął mnie do siebie. W rzeczywistości sam musiałem szukać pracy i tak zostałem tutaj. Początki były ciężkie i trudne, ale z biegiem czasu wszystko ułożyło się pomyślnie.

Myślisz, że łatwiejszy byłby powrót do Kętrzyna niż wyjazd z niego?
— Patrząc z perspektywy czasu nie wydaje mi się w ogóle możliwy powrót do Polski. Ciężko mi było wyjechać, ale wrócić byłoby mi jeszcze ciężej.

Widzę, że muzyka Ci z krwi nie wyparowała. Co to jest Hedra?
— Od samego początku muzyka była w mojej krwi i chyba będzie do samego końca. Hedra jest projektem mojego autorstwa. To jakby kwintesencja chaosu i porządku w jednym. Wszystko zaczęło się jeszcze w Polsce od planu na jedną piosenkę, całkiem inną niż wszystkie. Potem wyjechałem i projekt zawiesiłem. Dopiero po jakimś czasie, jak tylko spotkałem Jakuba Bednarczyka, projekt został reaktywowany. Niestety tylko jako projekt studyjny. Dopiero wyjazd z Cambridge do Norwich umożliwił mi poznanie odpowiednich ludzi. I tak się zaczęło.

No właśnie jak to jest, że chłopak z Mazur jedzie do Anglii i tam organizuje zespół muzyczny?
— Będę szczery. Nie jest to proste. Potrzeba do tego ogromnego nakładu czasu, poświęcenia i odwagi. Ale przede wszystkim jest to kwestia znalezienia odpowiednich ludzi. Moim odpowiednim człowiekiem był wokalista Jim, człowiek który od samego początku widział piękno i sens w tym co robimy. Na przestrzeni trzech lat (grupa istnieje od 2014 roku - dop.red) przez zespół przewinęło się około piętnastu osób. Z oryginalnego składu został tylko ja i Jim.
Wiesz, samo zorganizowanie zespołu muzycznego nie jest trudnym zadaniem. Trudne jest postawienie przed nim zadania, które ma osiągnąć.

Dziś Hedra ma na koncie płytkę „Mind Dimension”, profesjonalny teledysk i sporo koncertów na koncie. Myślisz że w Polsce udałoby Ci się to osiągnąć?
— Nie mam pojęcia czy byłoby to możliwe do osiągnięcia w Polsce. Wiem, że było to trudne do osiągnięcia tutaj. I nadal jest. To, że płyta jest dostępna w sklepach w całej Anglii to jest sukces, oczywiście. Ale trzeba cały czas nad tym pracować. Jedna zmarnowana szansa może cię pogrążyć na parę lat i to jest fakt. Mam paru znajomych w Polsce, którzy cały czas grają. Przeglądam ich media społecznościowe i szczerze mówiąc mało się tam dzieje. Wydaje mi się, że Anglia jest takim krajem, który zdobyty otwiera drogę na cały świat.

Ale chyba inspiracje z czasów L.A.O.S. nie minęły Ci?
— Wydaje mi się, że do tych starych inspiracji dodałem mnóstwo nowych. Spotykając nowych ludzi, muzyków, zespoły punkt widzenia się zmienia. Wymieszałem to wszystko i nadałem temu nowy sens. Bo tak naprawdę wszystko może cię inspirować. Nie tylko muzyka. Ale tak, nie minęły.

Po małej przerwie powrócił festiwal w Węgorzewie. Nie wierzę, ze nie chciałbyś z Hedrą stanąć na scenie i zrealizować jedno ze swoich dawnych pragnień.
— Jasne, że bym chciał. To byłoby naprawdę super. Wydaje mi się, że za jakiś czas dojdziemy do takiego punktu kiedy zaczniemy organizować tournée po Europie. Za punkt honoru obrałem sobie zagrać parę koncertów w Polsce. Z festiwalami niestety jest tak, że albo cię chcą albo nie chcą (śmiech). Jeżeli będzie propozycja zagrania, na pewno ją przyjmiemy. Nie wydaje mi się jednak, że nastąpi to wcześniej niż w 2019 roku.

W Węgorzewie graliście z L.A.O.S., ale tylko w konkursie. Powiedz czemu ten zespół się rozsypał?
— Brak planu na rozwój, taka jest moja opinia. Po pewnym czasie nikt z nas nie wiedział co chce robić. Na początku zespół to jest jak przygoda, przyjaźń, braterstwo. Zawsze i wszedzie razem, ale po latach potrzebny jest plan na to wszystko. Zespół trzeba traktować jak firmę, która potrzebuje rozwoju po to, by dobrze prosperował. A tego niestety zabrakło. Chyba dlatego zespół się rozpadł. Większość chłopaków nadal mieszka w Kętrzynie. Równie dobrze mogliby zacząć grać ponownie, ale to już pytanie do nich.

Utrzymujesz kontakt z nimi? Zdaje się, że Wasz były perkusista mieszka na Wyspach, ale reszta faktycznie z Kętrzyna nie wyjechała.
— Jak tylko jestem w Kętrzynie zawsze próbuję się spotkać ze wszystkimi. Nadal mamy kontakt i nadal jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Paweł Budzyński mieszka w Irlandii. Tak, to był człowiek z pałkami zamiast dłoni (śmiech). Przez ostatnie 15 lat widzieliśmy się tylko raz. Nie wiem czy nadal gra, ale szkoda byłoby takiego talentu.

A grałeś w tym okresie przejściowym, tzn. od momentu rozpadu L.A.O.S. do chwili powstania Hedry?
— Tak, grałem przez ponad rok w deathmetalowym zespole z Cambridge. Nazywał się Encryption.
Ogólnie deathmetal nie jest moją ulubioną muzyką, ale miałem parcie na granie a to był jedyny zespół jaki znalazłem w Cambridge. Cały ten czas wspominam jednak dobrze. Mieliśmy parę koncertów i nawet nagrywaliśmy demo. Niestety ponownie ze względu na brak odpowiednich muzyków zespół zawiesił działalność.
Powiem ci szczerze, że tak naprawdę brak konkretnych ludzi jest głównym powodem, dla którego zespoły się rozpadają albo nie idą dalej w górę.

Zawsze to jednak nowe doświadczenie. W Hedrze jesteś jedynym Słowianinem? Podejrzanie swojsko brzmi brzmi nazwisko np. Waszego perkusisty.
— No właśnie nie takim jedynym. Naszym basistą jest Bohdan Waszkiewicz, który też pochodzi z Kętrzyna. Przedstawiamy go jako „bo”, ponieważ to łatwiej zapamiętać niż Bohdan. O wymowie jego imienia nawet nie wspominam. No i perkusista Thomas Mrazek jest Czechem. Na próbach króluje jednak angielski. Nie musimy wszystkiego dwa razy tłumaczyć (śmiech).

Z Polską, także z Kętrzynem masz jednak dobry kontakt. Choćby wtedy gdy zamawiasz... baner dla zespołu, prawda?
— Ale masz informacje (śmiech). Tak, próbuję mieć dobry kontakt ze wszystkimi. Bez różnicy czy to Polska czy Anglia. Komunikacja jest podstawą wszystkiego. Jeżeli ktoś nie potrafi się komunikować to powinien na tym popracować. To nie pierwszy raz kiedy zamawiam coś z Polski dla zespołu. Poprzednio także były banery, ubrania koncertowe. Dla siebie także zamawiałem z Kętrzyna. Obecnie nawet gram na polskiej gitarze, zrobionej przez firmę RanGuitars z Olsztyna. Polska ma dużo dobroci, których Zachód potrzebuje (śmiech).

A może jednak ciągnie Cię tu z powrotem. Z Hedrą macie jakieś konkretne plany? Kiedyś już chłopak z Kętrzyna (Jarosław Łabieniec z grupą Vader) nagrywał dla najlepszych wytwórni fonograficznych i jeździł po świecie. Może Ty będziesz kolejny?
— Mam nadzieje, że właśnie tak będzie. Plan jest taki, żeby zjeździć najpierw całą Anglię wzdłuż i wszerz. Jak to osiągniemy to będzie już bardzo dobrze.

L.A.O.S. miał swoich fanów, chciałbyś im coś na koniec naszej rozmowy przekazać?
— Chciałbym im podziękować. To był niezwykły czas w moim życiu, a ci ludzie bardzo mi pomogli, wspierając mnie. To było bardzo ważne.


rozmawiał Marek Szymański

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5