Perfekcja i marzenia dawkowane w kostkach

2017-07-30 13:05:23(ost. akt: 2017-08-01 07:52:03)
Na mistrzostwach świata w Bangkoku w 2011 roku Michał Pleskowicz był najlepszy. Miał 16 lat, a złoty medal wywalczył dokładnie w 3. rocznicę rozpoczęcia przygody z kostką.

Na mistrzostwach świata w Bangkoku w 2011 roku Michał Pleskowicz był najlepszy. Miał 16 lat, a złoty medal wywalczył dokładnie w 3. rocznicę rozpoczęcia przygody z kostką.

Autor zdjęcia: Paweł Kicowski

— Samą dyscyplinę można nazwać układaniem kostki Rubika na czas. Jak jednak inaczej nazwać speedcubera? Nie dorobiliśmy się jeszcze polskiego odpowiednika — przekonuje Michał Pleskowicz z Kętrzyna, który w przeszłości sięgnął m.in. w Tajlandii po mistrzostwo świata w speedcubingu. Z jednym z niewielu przedstawicieli tej specyficznej dyscypliny na Mazurach rozmawiamy m.in. o największych triumfach, rekordach i różnicy między profesjonalną kostką Rubika, a jej odpowiednikiem z bazaru.
— Niełatwo Cię złapać, mi udało się to zrobić na dworcu. Speedcubing to życie na walizkach?
— Nie jest to jeszcze na tyle profesjonalny sport, całość ma wciąż charakter nieco amatorski. Co nie oznacza, że nie ulegnie to zmianie, bo - zwłaszcza w ciągu ostatnich dwóch lat - speedcubing zaczął się solidnie rozwijać. Do życia na walizkach jeszcze jednak daleko. W ciągu jednego roku mam ok. 8-9 zawodów, więc nie wychodzi nawet jedna impreza na miesiąc.

— W ostatnich dniach jednak najeździłeś się dużo.
— Tak, praktycznie dopiero wróciłem z mistrzostw świata, które rozgrywane były od 13 do 16 lipca w Paryżu. Po drodze odwiedziłem jeszcze kilka innych państw.

— Jak poszło we Francji?
— Z pewnością nie był to wynik, który by mnie satysfakcjonował. Zająłem 9. miejsce w konkurencji układania kostki jedną ręką, z czasem ok. 13 sekund. W kategorii głównej wypracowałem średnią ok. 8 sekund, co dało mi dopiero 17. lokatę. Nie traktuję tego jednak jako jakiejś wielkiej tragedii, bo - obiektywnie patrząc - ze względu na obowiązki związane ze studiami nie mogłem poświęcić treningom tyle czasu ile powinienem.

— Studiujesz informatykę. Kostka Rubika to domena umysłów ścisłych?
— Ograniczeń naturalnie nie ma żadnych, ale przytłaczająca większość to właśnie ludzie z kierunków ścisłych. Prawdę mówiąc... Nie pamiętam kiedy ostatnio spotkałem na zawodach kogoś po kierunku humanistycznym. Może poza jednym przypadkiem. Był jeden chłopak, który został później reżyserem filmowym.

— Jakim mianem określić speedcubing? Sport?
— W tym gronie, które bierze udział w mistrzostwach, podchodzimy do tego typowo jak do sportu. Na olimpiadzie naturalnie nie ma co się nas zbyt szybko spodziewać. Coraz więcej osób jednak się tym interesuje, coraz częściej nasze turnieje pojawiają się w mediach. Widać to było choćby w Paryżu. Zawody obsługiwała prawdziwa, profesjonalna ekipa telewizyjna, kilka kamer, relacja na żywo... 8 lat temu, gdy zaczynałem swoją przygodę z kostką, wydawało się to mało realne.

— Zastanawiam się nad polskim odpowiednikiem słowa "speedcubing". Kostkowanie na czas leży bliżej gitarzystów, natomiast z drugiej strony pozostaje już chyba tylko... układający kostkę brukarz.
— W języku polskim jest to obecnie dość kłopotliwe, przyznaję. Samą dyscyplinę można nazwać układaniem kostki Rubika na czas. Jak jednak inaczej nazwać speedcubera? Nie dorobiliśmy się jeszcze polskiego odpowiednika.

— Zacząłeś układać kostkę w wieku 13 lat. Gimnazjaliści miewają dużo specyficznych pomysłów. Czemu wybrałeś akurat tę drogę?
— Pamiętam, że przeczytałem jakiś artykuł o facecie, który układał kostkę w 15 sekund. Zawsze lubiłem różne zagadki matematyczne, wymagające ruszenia głową, wymagające często niestandardowego podejścia. Zawziąłem się. Zacząłem szperać po Internecie, niemal nie wypuszczałem kostki z rąk. Nie wiedziałem jak to możliwe, by ułożyć tak - zdawać by się mogło - skomplikowaną rzecz w tak krótkim czasie.

— Patrząc na twoje wyniki: można. I to z powodzeniem. Jaki masz obecnie rekord?
— W domu najszybciej ułożyłem kostkę w 4 sekundy i 23 setne. Na oficjalnych zawodach jest to z kolei 5,81. Rezultat stanowił przez jakiś czas zresztą rekord Polski. Pobito go 2 lata temu, więc wynik nieco spadł w rankingu.

— Decydują setne. To faktycznie kwestia formy czy raczej przypadku?
— Trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Jakaś przypadkowość oczywiście zawsze jest. Dlatego też, by ją ograniczyć, o miejscu nigdy nie decyduje pojedyncze ułożenie, a średnia z 5 prób. Odcinany jest wówczas najlepszy i najgorszy czas, a z trzech środkowych wyciągana jest średnia. Dzięki temu niweluje się czynnik szczęścia.

— Długo czekałeś na sukcesy?
— Pierwszy znaczący triumf odniosłem już po 10 miesiącach. Były to trzecie moje zawody w życiu. Udało mi się wówczas nawet pobić rekord Polski w kostce 2x2x2... choć nie został on oficjalnie zaliczony, bo jeden z bardziej doświadczonych rywali pobił go już w następnej rundzie.

— 10 miesięcy i rekord Polski. Niektórzy w innych dyscyplinach dobijają się do podium latami. Jaki był zatem twój największy triumf w karierze?
— Na pewno zwycięstwo na mistrzostwach świata, które rozgrywano w 2011 roku w Bangkoku. Miałem 16 lat, a złoty medal wywalczyłem 16 października, czyli dokładnie... w 3. rocznicę rozpoczęcia przygody z kostką. Idealnie tego dnia.

— Gdy tenisista wygra Wimbledon, to praktycznie pływa w forsie. Jaką nagrodę otrzymał mistrz-speedcuber?
— Poza innymi, naturalnie pieniężną: 5,5 tysiąca euro. Myślę, że - biorąc pod uwagę niszowość dyscypliny - nie jest to aż tak mało. Co ciekawe: organizacja i profesjonalizm zawodów stale idą do przodu, jednak nie idzie za nimi wzrost wartości nagród. A szkoda.

— Gimnazjalista wybiera się z kostką na drugi koniec świata. Kto wówczas postanowił wyłożyć kasę na tak - dość nierealne - marzenie?
— W znacznej mierze fundusze pochodziły ze środków rodzinnych. Zdawaliśmy sobie jednak sprawę, że wylot do Tajlandii do tanich nie należy. Szukaliśmy więc wsparcia i - całe szczęście - uzyskaliśmy je od ówczesnych władz województwa. Jestem im za to naprawdę wdzięczny.

Obrazek w tresci

Życiowym rekordem Michała Pleskowicza, osiągniętym podczas oficjalnych zawodów, jest ułożenie kostki Rubika w czasie 5,81 sekundy. Jak widać: jedni w tym czasie odkładają kubek z kawą, a inni sięgają... po mistrzostwo świata.

— Co z pozostałymi wyjazdami? Byłeś również m.in. w Brazylii czy USA. Trudno oczekiwać, by władze pomagały za każdym razem.
— Fakt, dzięki kostce można zwiedzić naprawdę ładny kawał świata, w tym większą część Europy. Ze Stanami Zjednoczonymi sytuacja była o tyle prostsza, że mamy tam rodzinę, więc po prostu poleciałem tam z rodzicami. Z wylotem do Brazylii było więcej zamieszania, ale jeśli ktoś umie kombinować, to też da radę. W tym przypadku zbierałem środki za sprawą strony PolakPotrafi.pl... Inicjatywa spotkała się z przychylnością ludzi, wiec ponownie odległość nie okazała się problemem.

— Zastanawiam się gdzie możecie szukać sponsorów. Kolarzy wspierają często sklepy czy sieci rowerowe. Nie słyszałem nigdy o sklepie trudniącym się wyłącznie kostkami.
— To muszę cię zaskoczyć, bo właśnie takowe są. Związane najczęściej mocno z poszczególnymi producentami. W dodatku rozrosły się na tyle, że są w stanie solidnie wspierać niektórych najlepszych zawodników, proponując czasem naprawdę niezłe warunki sponsorskie. Ja również w ostatnim czasie mam już nieco z górki. Bo choć krótsze wyjazdy naturalnie opłacam z własnych środków, to przy większych przedsięwzięciach wspiera mnie jedna z profesjonalnych firm zajmujących się kostkami. Dzięki niej mogę jeszcze sprawniej realizować swoje marzenia. Takie wsparcie daje wielki komfort.

— Poważnie kostki różnią się na tyle, że jedną można kupić za parę groszy na rynku, a do drugiej potrzebny jest specjalistyczny sklep?
— W zasadzie system pozostaje ten sam. Kostki różnią się np. zakrzywieniem klocków, innego typu i jakości sprężynami, kształtem wnętrza... Niuansów jest mnóstwo. A każda z takich malutkich modyfikacji często jest na wagę rekordu. Na zwykłej kostce na pewno nie pobiłbym żadnego. Pojedyncze ułożenie zajmowałoby mi pewnie trzy razy więcej czasu.

— Ile kosztuje taka profesjonalna kostka?
— Całe szczęście nie są aż tak drogie. Najlepsze egzemplarze, które widziałem, nie przekraczały zbytnio 120 zł.

— Jak wyglądają przygotowania profesjonalnych speedcuberów? Pięściarze wyjeżdżają np. na obozy w góry...
— Na tę chwilę nie mamy takich obozów, więc każdy przygotowuje się praktycznie sam w domu. Dyscyplina jest jednak w takim momencie, że niedługo może się to zacząć zmieniać. Sam proces przygotowań jest dość prosty. Żeby szybko układać kostkę Rubika... trzeba po prostu trenować poprzez jej ciągłe układanie.

— Co jest w tym wszystkim najważniejsze? Tęga głowa? Szybkie palce?
— Jedno i drugie. A w zasadzie umiejętność połączenia sprytnej metody z szybkimi palcami. Z drugiej strony: na najwyższym światowym poziomie można założyć, że wszyscy potrafią tak samo sprytnie rozwiązywać dane zadania. Kluczową rolę odgrywają wówczas palce, które przekuwają myśli na widoczny, końcowy efekt. To od nich zależy czy plan rodzący się w głowie uda się zrealizować te pół sekundy szybciej czy później.

— Topowi piłkarze czy tenisiści mają mnóstwo kasy za swoje starty, a także rzesze piszczących fanek. Co mają topowi speedcuberzy?
— Piszczących fanek jeszcze się nikt z nas nie dorobił (śmiech). Jest jednak kilka osób na świecie, które są bardzo znane w świecie speedcubingu. Mogą dzięki temu robić poważne pieniądze np. na reklamowaniu produktów. Dla przykładu: jeden chłopak doczekał się kostki sygnowanej jego nazwiskiem. To taki odpowiednik słynnych butów Michaela Jordana, o których marzył każdy młody koszykarz.

— Reprezentanci których krajów są obecnie najlepsi?
— Najlepsze wyniki - podchodząc do tematu ogólnie - osiągają pod tym względem Stany Zjednoczone. Polska plasuje się natomiast na drugim miejscu. Amerykanie mają jednak wielokrotnie więcej zawodników, co wynika też i z przepaści w liczbie obywateli. Gdyby wziąć pod uwagę proporcje, to można byłoby powiedzieć, że najprawdopodobniej to my mamy właśnie najwięcej mocnych speedcuberów na świecie.

— Najwięcej... czyli ile?
— Dokładnej liczby nie jestem w stanie podać, ale aktywnych zawodników, biorących udział w mistrzostwach, jest ok 1-2 tysięcy. Łącznie jednak ta grupa liczyłaby ok. 12 tysięcy.

— Na zawodach czasem stawia się i sam Erno Rubik. Miałeś okazję poznać wynalazcę kostki?
— Osobiście niestety go nie poznałem, choć 3-krotnie widziałem go na żywo. Rzadko, ale pojawia się czasem na mistrzostwach Europy. Był i na mistrzostwach świata w Paryżu. Co w zasadzie mnie trochę zdziwiło, bo wydaje się, że Erno żywi wręcz pewną niechęć do tej swojej kostki...

— Tzn?
— Wymyślił ją w końcu po to, by pomóc swoim studentom, by mieli lepszą wyobraźnię przestrzenną. A ludzie zrobili z tego sport, układają ją na czas... Chyba nie do końca mu się to podoba.

— Gdybyś się z nim jednak spotkał, to co byś mu powiedział?
— Na pewno pogratulowałbym stworzenia niesamowicie rozwijającej rzeczy, która spodobała się ludziom z najróżniejszych stron świata. Dla wielu kostka znaczy naprawdę sporo...

— Traktujecie ją jako zabawkę czy sprzęt sportowy?
— Chyba raczej sprzęt. Jakby się zastanowić, to faktycznie nie spełnia wymogów zabawki, bo jest dość trudna. Znam tylko dwie osoby, które ułożyły ją same z siebie, metodą prób i błędów. Jednej z nich zajęło to "jedynie" dwa tygodnie. Zdecydowana większość szuka porad u innych, jakichś publikacji... I dopiero na tym fundamencie buduje swoją formę.

Rozmawiał Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5