Bronili bramki nawet własną twarzą, jednak przywieźli tylko punkt

2017-04-18 12:00:00(ost. akt: 2017-05-05 21:22:11)

Autor zdjęcia: Kamil Kierzkowski

Wielka Sobota nie okazała się zbyt szczęśliwa dla naszych reprezentantów w piłkarskiej klasie A i B. 15 kwietnia Jurand Barciany uległ niespodziewanie Kłobukowi Mikołajki, natomiast Tytan Łankiejmy wywalczył tylko jeden punkt w starciu z Kowalakiem Kowale Oleckie.
Czy "tylko" jest jednak odpowiednim słowem? Z jednej strony - remis z wyraźnie wyżej sklasyfikowanym Kowalakiem można byłoby przyjąć w Łankiejmach jeśli nie za sukces, to za naprawdę przyzwoity wynik. Wyrwać punkt faworytom na ich własnym boisku to niełatwa sztuka. Z drugiej strony - do zwycięstwa brakowało ledwie kilku sekund...

Początek meczu wskazywał na to, że pomarańczowo-czarnych czeka bolesna lekcja futbolu. Kowale Oleckie ewidentnie dominowały na murawie, schodząc na przerwę z jednobramkową zaliczką.

- Powiem szczerze, że 1:0 było w owym momencie i tak łaskawym rezultatem. Po 45 minutach spokojnie mogliśmy przegrywać i 3:0. I pewnie tak by było, gdyby nie fenomenalna postawa stojącego w bramce Sławka Chorzeli, którzy dzięki swoim umiejętnościom i doświadczeniu kilka razy uratował nam skórę - mówi trener Mariusz Kragiel.

- W szatni porozmawialiśmy z chłopakami. Wyjaśniliśmy sobie, że nie po to jechaliśmy tyle kilometrów, by teraz oddawać mecz bez walki. Na murawę wracaliśmy więc ze świadomością, że czas wziąć się ostro za robotę - dodaje szkoleniowiec Tytana.

Chwila oddechu odmieniła oblicze pomarańczowo-czarnych, którzy zaczęli grać nie tylko precyzyjniej, ale i z większym spokojem. Dowodem na to, że zmiany idą w dobrym kierunku, było piękne trafienie wyrównujące Marka Bednarczyka. Po chwili znów zakotłowało się w pobliżu bramki gospodarzy, a sędzia podyktował rzut wolny w okolicy 25. metra. Do futbolówki poszedł znany z mocnego uderzenia Marcin Bielski i... potężnym strzałem w samo okienko dał Tytanowi prowadzenie.

Wkrótce kolejny pokaz bramkarskich umiejętności zaprezentował Sławomir Chorzela. Nasz golkiper - w dość beznadziejnej sytuacji - postanowił za wszelką cenę zatrzymać będących w przewadze napastników. Silnie kopnięta przez nich piłka trafiła ofiarnie broniącego golkipera prosto w twarz. Strzał został obroniony, lecz futbolówka tocząca się obok leżącego z urazem na murawie bramkarza trafiła nieszczęśliwie prosto pod nogi rywali, którzy bezlitośnie wbili ją między słupki. Minęło kilka ładnych minut, nim golkiper Tytana się podniósł i można było wznowić grę.

Nim miejscowi kibice zdążyli się nacieszyć remisem, nastąpiła "powtórka z rozrywki". Ponownie dystans ok. 25 metrów, ponownie Marcin Bielski... i ponownie piękna bramka ze stałego fragmentu. Gdy wybił koniec regulaminowego czasu gry, arbiter zadecydował jednak o przedłużeniu spotkania aż o 7 minut. W sześciu pierwszych Tytan bronił się w pełni skutecznie. Dosłownie w ostatniej akcji zabrakło jednak odrobiny skupienia, przez co Kowalak strzelił gola na wagę remisu. Piłka powędrowała jeszcze na środek boiska, lecz tylko po to, by arbiter mógł dmuchnąć w gwizdek po raz ostatni.

W przyszły weekend Łankiejmy podejmą przed własną publicznością 3. w tabeli Orkan Sątopy Samulewo. Obie ekipy dzieli ledwie 5 punktów, więc zwycięstwo wyraźnie przybliżyłoby Tytana do podium b-klasy.

Liderzy pokonani

- Mecz z Kłobukiem Mikołajki był najsłabszym spotkaniem ze wszystkich, które rozegraliśmy w tym sezonie - przyznał szczerze po wyjazdowej przegranej Mariusz Machniak, trener Juranda Barciany. Piłkarze z powiatu kętrzyńskiego stawiani byli 15 kwietnia w roli murowanych faworytów. Jesienią rozgromili bowiem mikołajczan aż 5:1, później systematycznie powiększając przewagę w tabeli nad innymi drużynami, w pełni zasłużenie spędzając zimę na prestiżowym fotelu lidera klasy A.

Lecz to, co miało być formalnością, okazało się niezwykle ciężkim kawałkiem (wielkanocnego) chleba. Zwiastunem nieszczęścia były już pierwsze minuty: zaspana defensywa rywali ratowała się ostrym faulem we własnym polu karnym, lecz "jedenastki" nie wykorzystał Damian Dudziński. Po innym ze stałych fragmentów skutecznością popisali się natomiast gospodarze, którzy w 22. minucie objęli prowadzenie.

- Swoją piłkę zaczęliśmy grać dopiero w drugiej odsłonie. Kłobuk zdążył podwyższyć jednak na 2:0, choć chwilę później udało mi się zdobyć bramkę kontaktową. Zrobiło się 2:1 i mieliśmy doskonałe okazje, by wyrównać. Brakowało jednak skuteczności, co znów się zemściło - mówi szkoleniowiec Juranda, nawiązując do dość specyficznej sytuacji, w której Barciany straciły trzecią bramkę.

Po jednej z akcji napastników Kłobuka sędzia główny spotkania nie był pewien czy piłka minęła linię bramkową. Postanowił więc skonsultować swoją decyzję z sędzią bocznym. I nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że był nim nastolatek z... Mikołajek, który - co dość zrozumiałe - z pełnym przekonaniem zasygnalizował poprawnie zdobytego gola.

Nadzieje na choćby remis w 83. minucie rozbudził kolejnym golem Mariusz Machniak, lecz - mimo rosnącej z sekundy na sekundę przewagi - okazało się już zbyt późno, by ratować wynik.

- Pozostaje wielki niedosyt. Nie było to zwycięstwo do końca w duchu fair play, lecz trzeba też przyznać, że zagraliśmy wyraźnie poniżej naszych możliwości. Pozostaje wyciągnąć wnioski i skupić się na dalszej walce - podsumowuje trener Juranda, który w najbliższy weekend poprowadzi swój zespół do boju przeciw Mazurowi Wydminy.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5