W Granicy zaczynał kopać piłkę. Teraz jest jej trenerem

2017-03-05 08:43:11(ost. akt: 2017-03-05 11:38:36)
Mirosław Miller trenerem Granicy Kętrzyn jest od lipca 2015 roku.

Mirosław Miller trenerem Granicy Kętrzyn jest od lipca 2015 roku.

Autor zdjęcia: Marek Szymański

– Kętrzyn zasługuje na bardzo dobrą piłkę. I to w takim wymiarze, by być wiodącym klubem na mapie województwa - mówi Mirosław Miller, trener IV-ligowej Granicy. Z cenionym szkoleniowcem rozmawiamy o obecnej kondycji kętrzyńskiego klubu oraz o tym... co wspólnego ma z nim selekcjoner kadry narodowej – Adam Nawałka.
– Gdy rozmawiamy, kilkadziesiąt minut wcześniej wasz ligowy rywal, Warmiak Łukta, oficjalnie wycofał się z rozgrywek. Ostatnio im nie szło... ale czy spodziewał się Pan, że skończy się to aż tak drastycznie?
– Nie, było to dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Trudne okresy prędzej czy później dopadają każdą drużynę. Coś nie wychodzi, przychodzą słabsze wyniki... Trzeba to jednak przetrwać. Wycofanie z ligi na półmetku to ostateczność. Świadczy o bardzo poważnym kryzysie i znacznych zakłóceniach w organizacji klubu. Trudno to nawet komentować. Zwyczajnie: szkoda. Również dla nas, bo dezorganizuje to trochę rozgrywki, pojawiają się wolne terminy, przestoje.

– W b-klasie nikt by tego pewnie nawet nie odczuł.
– Chyba tak, a w końcu IV liga do czegoś zobowiązuje. Powstaje pytanie: czy decyzja o przystąpieniu do gry na tym szczeblu była przemyślana?

– Co musiałoby się stać, by decyzję o rezygnacji z gry podjęła Granica?
– Nie wiem i nawet nie chcę się zastanawiać, bo nie ma i nie było takiego wariantu. Gdy nam nie szło w III lidze, w której graliśmy w ewidentnie trudnej sytuacji kadrowej, też nikt nie myślał o poddaniu się bez walki. Był plan na przetrwanie i tworzenie fundamentów pod coś nowego.

– W ostatnich latach balansujecie między III a IV ligą. Czego wam brak, by zadomowić się już na dobre szczebel wyżej?
– Ciekawe pytanie, sam zresztą zadawałem je sobie już wielokrotnie. Tym bardziej, że Kętrzyn zasługuje na bardzo dobrą piłkę. I to w takim wymiarze, by być wiodącym klubem na mapie województwa. Wymaga to jednak konsekwentnej, solidnej pracy szkoleniowej. Więcej zaangażowania ze strony działaczy, zawodników, przychylności mieszkańców. No i oczywiście wiele cierpliwości.

– Tylko na jak długo ma jej wystarczyć?
– Nikt nie udzieli dokładnej odpowiedzi, bo Granica nie jest klubem, który można byłoby zaliczać do potentatów finansowych w IV lidze. Porównując budżety, finansowanie innych IV-ligowców, to plasujemy się gdzieś pod koniec stawki. Jest jednak olbrzymi potencjał zawodniczy. W ostatnim czasie wyraźnie ustabilizowaliśmy kadrę, nasze szeregi uzupełniło dodatkowo wielu ciekawych, perspektywicznych juniorów.

– Skoro doszli juniorzy, to - wnioskuję - ubyło nieco seniorów.
– Kilka nazwisk w ostatnim czasie rozstało się z klubem, ale nie były to liczby, które faktycznie można byłoby uznać za wyraźne osłabienia. Będzie brakowało na pewno takich graczy jak Paweł Lubowiecki czy Jarek Wołowik, ale dostajemy też sygnały, że powrót planuje kilku innych solidnych seniorów, jak np. Marek Traut, Piotr Wojnicki czy Mateusz Lachowski, których poziom dałby dodatkową moc naszej defensywie. Jednak nawet jeśli nie wrócą, a uda nam się utrzymać obecną kadrę, to w kolejnym sezonie będziemy stawiać sobie już wyższe cele.

– W czołówce są obecnie m.in. MKS Korsze i Rominta Gołdap. W przeszłości był Pan trenerem obu tych klubów. Czym różnią się od Granicy?
– Fakt, te dwie ekipy znam bardzo dobrze, oddałem im wiele serca, czasu i pracy. Porównywać je z Granicą niełatwo, bo to zupełnie inne realia. W oczy rzuca się natomiast to, że w Korszach i Gołdapi gra dużo więcej zawodników z doświadczeniem na wyższym poziomie niż IV liga. W naszych szeregach podobnymi umiejętnościami może pochwalić się 3-4 zawodników. Doświadczenie przemawia więc na ich korzyść, jednak na korzyść Granicy przemawia... przyszłość. Dysponujemy sporą rzeszą młodych, utalentowanych chłopaków, którzy za parę lat będą fundamentem naprawdę solidnego zespołu. Mamy w dodatku świetną bazę treningową, kochającego sport burmistrza, perspektywa jest więc naprawdę przyzwoita.

– Trudno się nie zgodzić z oceną warunków, którymi dysponujecie. W ciągu minionych tygodni w Kętrzynie rozgrywało swe sparingi mnóstwo drużyn z najdalszych stron województwa.
– I to logiczne, bo w większości przypadków ich boiska nie nadają się jeszcze do jakiejkolwiek bezpiecznej gry. U nas powstało natomiast pierwsze sztuczne boisko w województwie, którego warunki docenili niedawno np. ograni na wielu stadionach zawodnicy III-ligowego Finishparkietu Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie.

– Co uznałby Pan za największą siłę Granicy?
– Obecnie jest to młodość oraz bardzo dobra atmosfera w drużynie, klubie i wokół kętrzyńskiej piłki.

– W czasach, gdy obejmował Pan drużynę, atmosfera była niesamowicie "drażliwym" tematem w Kętrzynie.
– Te negatywne kwestie nawarstwiały się już przez wcześniejsze lata. Początek był bardzo trudny. Gdy trafiłem do Granicy, postanowiłem od samego początku zrobić z tym porządek. Wymagało to kilku drastycznych posunięć, ale opłaciło się, bo jest wyraźnie lepiej. Oczywiście cały czas trzeba dbać o to, by to utrzymać. Obecny zarząd klubu również bardzo mocno wspiera mnie w tych działaniach.

– Co należało do tych drastycznych posunięć?
– Nie chcę wchodzić w szczegóły i nazwiska, bo to już dawno za nami. W dużym skrócie: z niektórych zawodników trzeba było zrezygnować. Nie tylko na boisku, ale i w środku klubu, w szatni. Dzięki temu całość zaczęła wreszcie funkcjonować normalnie. Bez żadnej niezdrowej czy wręcz brutalnej presji. Teraz każdy ma szanse znacznie lepiej rozwijać swój potencjał. Nie twierdzę, że jest idealnie i że jest to proces zamknięty, ale jest to ważny warunek osiągania wyniku sportowego.

– Jeśli nie atmosfera, to co jest największym problemem Granicy?
– Jak pokazała runda jesienna, niestabilność kadrowa w trakcie rozgrywek i spotkania zespołami z niższych rejonów tabeli...

– ...jak np. porażka z ostatnią obecnie w tabeli Omulwią Wielbark?
– Tak, to dobry przykład. Sytuacji tego typu było jednak więcej, jak np. porażka w Rybnie czy Giżycku.

– Gdzie szukać przyczyny? Brak motywacji?
– Myślę, że aspekt mentalny ma tu główne znaczenie. Dlatego też założyłem, że zimę przepracujemy grając głównie z zespołami, które teoretycznie powinniśmy ogrywać. Chciałem takich sparingów, które będą wymagały dużo większej motywacji i koncentracji. Mam nadzieję, że odniesie to właściwy skutek i zaowocuje w rozgrywkach ligowych.

– Wasze przygotowania ruszyły 10 stycznia. Jak oceniłby Pan obecną dyspozycję zespołu?
– Cieszy mnie to, że już teraz wyraźnie poprawiliśmy grę w obronie. Jesienią traciliśmy mnóstwo kompletnie niepotrzebnych, bezsensownych bramek. Teraz mam więcej możliwości manewru w defensywie, więc i coraz łatwiej o optymizm.

– Gdyby liga startowała jutro, iloma zawodnikami by Pan dysponował?
– Obecnie pod uwagę biorę głównie 24 zawodników. O miejsce w drużynie bardzo zacięcie walczą kolejni juniorzy... czasem imponuje mi ich postawa, a czasem jestem na nich wściekły. Z Piotrem Sopyłą, który szkoli drużynę juniorską, przyjęliśmy pewną strategię, która się sprawdzi. Dzięki temu możemy lepiej śledzić sytuację w szeregach starszych, i młodszych. Wiążę z juniorami duże nadzieje. Warto na nich stawiać, co udowodnili we wspomnianym wcześniej sparingu z Finishparkietem.

– Kibice zacierają już ręce na kolejne derby. Jesienią przegraliście z Korszami, wygraliście natomiast z Reszlem. Jak realna jest szansa na komplet punktów w rewanżach?
– Myślę, że bardzo. Oczywiście jeśli zagramy na swoim dobrym poziomie, w pełni zmotywowani. Zwłaszcza, że z Korszami gramy u siebie. Walczymy więc o komplet. Liczę na to, że będzie lepiej niż jesienią, bo chcemy jak najszybciej zabezpieczyć sobie utrzymanie, by następnie powoli i systematycznie przesuwać się wyżej.

– Jako nastolatek zaczynał Pan poważniejszą przygodę z piłką właśnie w Granicy. Była chwila zadumy, gdy po tylu latach przyszło usiąść w Kętrzynie na ławce trenerskiej?
– Oczywiście. Zanim dostałem propozycję objęcia funkcji trenera, był to czas, w którym klub opuściło ok. 10 zawodników. Było zagrożenie, że Granica nie przystąpi do rozgrywek nie tylko w III lidze, ale w ogóle. Zaproponowano mi "podniesienie" zespołu i sentyment wychowanka odezwał się we mnie bardzo mocno. Przyjąłem to jako mój obowiązek, musiałem dać temu klubowi jeszcze coś od siebie.

– Nie wysyłam Pana oczywiście na emeryturę, ale czy Granica jest klubem, w którym chciałby Pan zakończyć futbolową karierę?
– (śmiech) Z piłki jeszcze nie zamierzam rezygnować, ale byłbym gotowy zrobić to w przyszłości właśnie w Granicy. Byłaby to piękna klamra: początek i koniec w tym samym miejscu. Nie wiem tylko czy Kętrzyn jest przygotowany na moją tu obecność jeszcze przez tyle lat (śmiech). Gdziekolwiek jednak bym nie był, w każdym klubie zawsze podchodzę do swojej trenerskiej misji bardzo poważnie i z pełnym zaangażowaniem.

– Czuję, że mile wspomina Pan okres zawodniczy. Gdzie Pan grał?
– Zacząłem w Kętrzynie, w dawnej Granicy. W 1982 r. wraz z Mirkiem Romanowskim i Jankiem Telejko przeszliśmy jako juniorzy do Stomilu Olsztyn. Grałem tam trzy lata. Później wybrałem jednak studia, w czasie których grałem w III-ligowej Bzurze Ozorków (k. Łodzi - przyp. red.). Przez kilka miesięcy reprezentowałem również barwy polonijnego klubu Sztokholm PIF Kopernik. Po powrocie do Korsz byłem grającym trenerem ówczesnego MLKS, a następnie kilka lat spędziłem w Victorii Bartoszyce, który to okres wspominam bardzo miło.

– Na jakiej pozycji Pan występował?
– W naszym regionie byłem środkowym pomocnikiem. Dziś byłaby to typowa "ósemka". W łódzkiej lidze byłem natomiast napastnikiem.

– Istnieje powiedzenie: powiedz na jakiej pozycji grał trener, a powiem ci jaki styl ma prowadzona przez niego drużyna...
– I chyba sprawdza się to w Kętrzynie. Staram się, by Granica walczyła w oparciu o grę ofensywną: szybką, ciekawą. Mocną, elastyczną, z szybkim przechodzeniem z systemu do systemu. Oczywiście wszystko w granicach możliwości kadrowych i piłkarskiego poziomu zawodników.

– Gdy patrzy Pan na siebie sprzed np. 3-4 lat, w czym czuje się Pan lepszy jako szkoleniowiec?
– Wiele rzeczy widzę w dużo szerszej perspektywie. Rozwijam się jednak cały czas, uczestniczę w wielu kursach. Analizuję nowości wydawnicze już od chwili, gdy - zresztą jako pierwszy w województwie - ukończyłem trenerski kurs UEFA PRO, mając przyjemność szkolić się m.in. z obecnym selekcjonerem kadry narodowej - Adamem Nawałką. Ostatnio czytam "Nowoczesne nauczanie i doskonalenie gry w piłkę nożną" P. Grycmanna i W. Szyngiery. Nie staram się jednak nikogo naśladować. Sam tworzę i kształtuję swój warsztat trenerski. To mi daje z jednej strony poczucie autonomii, a z drugiej nie zamyka mi szerokiego spojrzenia na szkolenie i samą piłkę, która jest moją życiową pasją.

– Wywołany został selekcjoner Nawałka. Muszę więc zapytać, nieco pod włos: czym - warsztatowo i charakterem - różnią się trenerzy, że jedni trenują np. kadrę narodową czy ekstraklasę, a inni III lub IV ligę?
– (śmiech) Nie chciałbym siebie oceniać przez taki pryzmat. Powiem więc tak: nie można zapominać, że Adam Nawałka to były reprezentant Polski. Występował na bardzo wysokim poziomie rozgrywkowym jako zawodnik. Uzyskane tam doświadczenie przekłada się na jego warsztat, ale ma też wielki autorytet. Ponadto to facet o naprawdę mocnym charakterze, a przy tym bardzo przyjazny, otwarty i słuchający ludzi. To procentuje. Od objęcia przez niego funkcji selekcjonera, biało-czerwoni wydają się bardziej zjednoczeni, świadomi celów i wyzwań. Kiedyś komunikacja w zespole szwankowała, teraz jest dużo lepiej. Chcę zrobić wszystko, by takimi cechami można było bez żadnych wątpliwości charakteryzować i drużynę Granicy.

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Magda #2195301 | 217.99.*.* 5 mar 2017 10:54

    Proszę o wytłumaczenie mi kobiecie która nie rozumie tego fenomenu po co te kluby piłki nożnej co z tego ma miasto? Utrzymanie klubu treningi lekarze trenerzy z całą logistyką wyjazdy utrzymanie murawy boiska całego przecież to koszty wielkie. Nie wiem czy większość kibiców orientuje się ile klub kosztuje rocznie? A jakie sa zyski finansowe za wyższe ligi? Czy to jest opłacalne? Dlaczego o tym nikt nie mówi? Kto sfinansuje remont stadionu? Kto potem będzie płacił kredyt i kto zapłaci za wejściówki? Kto to wogole finansuje?

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. Magda #2195267 | 217.99.*.* 5 mar 2017 09:55

      Niech mi ktoś wytłumaczy po co? Co z tego ma miasto? Po za satysfakcją grających i kibiców wśród których część to zadymiarze bo na kiboli to nie ta liga. Pytam poważnie co z tego ma miasto i mieszkańcy? Odnoszę wrażenie ze tylko koszty utrzymania treningów i zabawy dla druzyny. Czy ten sport daje miastu zyski? Czy my mieszkańcy dokładamy do tego swoimi podatkami? Czy jeśli będą odnosić sukcesy będą samowystwrczani czy rzynoosa zysk finansowy miastu? Czy dadzą radę bez sponsorów? Jaki poziom muszą osiągnąć abym ja mieszkanka niezainteresowana ta walka o ligę nie musiał w ponosić kosztów podatków napraw stadionów jego utrzymają. Proszę o rzetelne stanowisko w tej sprawie. Bo utrzymywanie stadionu dla druzyny dajmy na to 20 facetów mija się z rozsądkiem jeśli my za to musimy cały czas płacić. Ja mam 20 koleżanek które z chęcią chciałyby założyć drużynę akrobatyczna i tańca na rurze czy miasto nam da taka możliwość? Albo znajdzie się chętny na skoki narciarskie czemu nie wybudować skoczni?

      Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5