W Wilkowie rozwiązują, a nie tworzą problemy

2017-02-26 10:19:20(ost. akt: 2017-02-26 20:21:49)
– Naszą siłą jest stabilność kadrowa. Trzon zespołu, poza minimalnymi roszadami, jest niezmienny od 2004 roku – mówi trener Sokołowski

– Naszą siłą jest stabilność kadrowa. Trzon zespołu, poza minimalnymi roszadami, jest niezmienny od 2004 roku – mówi trener Sokołowski

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

– Naszą siłą jest stabilność kadrowa. Zawodnicy, którzy tworzą zespół, znają się od wielu lat. Bawili się w jednej piaskownicy – mówi Rafał Sokołowski, trener Wilczka Wilkowo. Ze szkoleniowcem rozmawiamy o oczekiwaniach względem reszty sezonu oraz o tym... jakim cudem niespełna 300-osobowa wioska jest w stanie wystawić drużynę, która deklasuje rywali z największych miast naszego regionu.
– Gdy rozmawiamy, trzymasz na rękach synka. Gdy podrośnie zawojuje piłkarską murawę?
– (śmiech) Nie wiem, ma dopiero nieco ponad 9 miesięcy. Jeszcze więc troszkę za szybko, by wróżyć mu karierę. Ale jak będzie miał ze 2 latka, to zaczniemy coś o tym myśleć (śmiech).

– Ale jest nadzieja na to, że będzie drugim Robertem Lewandowskim?
– Jako człowiek, który całe życie interesuje się piłką i jest przy piłce - na pewno mam taką nadzieję. Wolałbym jednak, by przed transferem do Bayernu Monachium zagrał kilka spotkań w barwach Wilczka.

– W takim razie do tematu wrócimy za 1,5 roku. Teraz skupmy się na wspomnianym Wilczku. Po reorganizacji lig poziom wyraźnie wzrósł. Odczuwacie to jako zespół?
– Tak, dość wyraźnie. Tym bardziej, że do gry włączyły się zespoły z wyższych lig, jak np. Pisa Barczewo. Po zmianach liczyliśmy się z tym, że będzie trudniej. Jeszcze przed startem rundy jesiennej wszystkie zespoły robiły co tylko mogły, by się wzmocnić.

– Wam się chyba udało. Choć poprzeczka poszła wyżej, to zdajecie się grać lepiej. Długo utrzymywaliście się na podium, a i teraz macie lepszą pozycję niż rok wcześniej.
– Wynik ma prawo cieszyć, bo od początku graliśmy solidną piłkę, dzięki czemu mamy ledwie 7 punktów straty do 2. miejsca w tabeli. Nie wzmacnialiśmy się jednak zbytnio nikim z zewnątrz. Naszą siłą jest stabilność kadrowa. Zawodnicy, którzy tworzą zespół, znają się od wielu lat. Bawili się w jednej piaskownicy. Trzon zespołu, poza minimalnymi roszadami, jest niezmienny od 2004 roku, gdy powstał klub.

– Nowe twarze nie pojawią się zatem i w rundzie wiosennej?
– Nie wzmacniamy się na siłę. Staramy się wszystko tak organizować, by nie stracić tej kadry, którą mamy. Przez lata nam się to udawało. Jeśli dalej tak będzie, to nie będzie potrzeby rozglądania się za kimś z zewnątrz. Mamy w dodatku kilku swoich świetnych juniorów. Wszystko wskazuje więc na to, że tak jak bazowaliśmy na wychowankach klubu i ludziach z gminy, tak też i pozostanie.

– A co jeśli zabraknie kogoś pokroju Mariusza Grabowskiego, waszego najlepszego strzelca? W niektórych meczach przed kolejnymi bramkami powstrzymywały go obowiązki zawodowe.
– Mariusz to solidny, obowiązkowy facet. Pracuje jednak w branży budowlanej, często do późnych godzin. Gdy mecze rozgrywaliśmy w środy, to - mimo szczerych chęci - zwyczajnie nie był w stanie pojawić się na boisku. Jak jednak wychodzi na murawę, to daje z siebie wszystko. Widzę, jak przykłada się solidnie do treningów. Mam nadzieję, że wiosną również będzie stanowił o sile naszej ofensywy.

– Drążę jednak dalej. Jeśli go nie będzie, to macie plan awaryjny?
– Świetnie mieć go w składzie, ale to też nie jest tak, że bez niego oddajemy mecze walkowerem. Drużyna składa się z wielu cennych zawodników. Mamy to szczęście, że jak danego dnia wypada jakiś kluczowy zawodnik, to jesteśmy w stanie sensownie załatać taką dziurę. Bardzo fajnie w tej roli odnalazł się zresztą młody Mateusz Nicewicz, który - gdy nie było Mariusza - dawał się ostro we znaki defensywie rywali. Z nim w ataku nie czujemy się osłabieni. W ostatnim sparingu z Korszami był zresztą jednym z najlepszych zawodników na boisku, strzelił dwie bramki. Perspektywiczny chłopak, pokaże jeszcze na co go stać.

– Przejdźmy pod drugą bramkę. Odpowiadają za nią bracia: Bartek i Emil Dymek. Który będzie bronił jej wiosną?
– Wszystko zależy od tego, jaką w danym okresie będą prezentowali formę. Nie bez znaczenia jest również to, kim będziemy dysponowali w obronie. Często bywało tak, że jeśli wypadał nam w meczu ktoś z linii defensywy, to Emil wchodził do pola i świetnie radził sobie jako obrońca.

– Tak szczerze, z ręką na sercu: który z nich jest lepszy w bramce?
– Nie ma w tym jakiegoś kręcenia. Poważnie. Ich poziom jest bardzo zbliżony. To o tyle komfortowa sytuacja, że obojętnie który z nich staje między słupkami, to i tak jest bardzo mocnym ogniwem drużyny. Prawdę mówiąc: niewielu bramkarzy w "okręgówce" może się z nimi równać.

– Wilczek to w większości młodzi zawodnicy. Co ma w sobie takiego wasza drużyna, że wolą grać w malutkim Wilkowie, a nie np. w Kętrzynie, Reszlu czy Korszach?
– Każda z tych ekip jest solidną drużyną, nie mogę o nich powiedzieć złego słowa. Myślę, że u nas panuje natomiast taka typowa, rodzinna atmosfera. Każdy z nas ma świadomość obecnych możliwości Wilczka. Zarówno sportowych jak i finansowych. Gdyby przyszedł ktoś z zewnątrz, z uznanego klubu, to pewnie nie zawsze solidarnie oczekiwałby tyle, co reszta chłopaków. U nas nie ma podziałów na lepszych i gorszych. Po prostu bawimy się futbolem, a cieszy nas to tym bardziej, że nam to wychodzi. Jak wygrywamy - to wygrywamy razem. Jak przegrywamy - to też zawsze przegrywamy razem.

– Wilkowo liczy niecałe 300 mieszkańców...
– ...tak, ale grają u nas i zawodnicy z ościennych miejscowości. Często takich, których przeciętny mieszkaniec naszego województwa nie znalazłby zbyt szybko na mapie: Stachowizna, Rydwągi, Pręgowo, Łazdoje... Często malutkie wioseczki. Jak się okazuje - i tam można znaleźć świetnych zawodników, którzy potrafią włożyć serce w drużynę.

– W jaki sposób zebraliście się wszyscy w Wilkowie?
– W ok. 80% Wilczka tworzą absolwenci naszej podstawówki i gimnazjum w Wilkowie. Właśnie tam się poznaliśmy. Gra u nas też dwóch świetnych chłopaków z Kętrzyna i jeden z Reszla.

– Grałeś w Granicy Kętrzyn. Jak trafiłeś na ławkę trenerską Wilczka?
– W Wilkowie pracuję już 8 rok. Przygodę trenerską zapoczątkowałem w wieku 23 lat. Rozpoczynając grę w kętrzyńskich seniorach wiedziałem już, że chcę być trenerem. Interesowałem się sposobami szkolenia, patrzyłem jak do różnych kwestii podchodzą inni trenerzy. I nadarzyła się okazja: poprzedni szkoleniowiec Wilkowa zrezygnował, więc od razu się zgłosiłem. Miałem wsparcie kolegów... i jestem w Wilczku do dziś.

– Najlepszy i najtrudniejszy moment sezonu?
– Było dużo przyjemnych chwil. To chyba właśnie ta siła Wilczka. Najlepsze było jednak zaskoczenie, które jako trener odczuwałem na początku sezonu. Wygrywaliśmy niemal mecz za meczem.... a nie zapowiadało się. Bo najtrudniejszy moment sezonu był właśnie przed jego startem. Podczas sparingów traciliśmy mnóstwo bramek. Wydawało się, że nic nie idzie. Nikomu wówczas bym nie powiedział tego jako trener, ale teraz mogę: obawiałem się rundy jesiennej. Nie chciałem oglądać Wilczka na dnie tabeli, a wiele na to wskazywało. Rozgrywki jednak ruszyły i okazało się, że sparingi sparingami, ale ligowa adrenalina wyzwoliła w chłopakach zupełnie inną grę. Dzięki temu mamy dobrą pozycję wyjściową do walki o podium.

– Nie sposób pominąć Błękitnych Pasym. Rok temu ograliście ich 6:2. W tym roku jednak są kompletnie inną drużyną, wygrywają z niektórymi i po 11:0. Macie chyba na nich sposób, bo przegraliście "tylko" 2:0.
– Przyznaję szczerze, że w meczu z Błękitnymi nie mogliśmy zbyt wiele zrobić... - może poza pierwszymi 20 minutami. Aż mnie to zdziwiło. Zmiany w ich drużynie nastąpiły bardzo szybko. Rok wcześniej, gdy przyjechali do nas i przegrali 6:2, nie byli tą samą drużyną. Wydawali się rozbici jeszcze przed początkiem meczu. Jeśli dobrze pamiętam, to byli nawet bez trenera, za to z wieloma młodymi w pierwszym składzie, którzy chyba stawiali pierwsze kroki w seniorach. Wynik mógł być więc dużo wyższy. Teraz natomiast... Mamy do nich 20 punktów straty, co mówi samo za siebie. Przepaść. Jeśli nie pojawią się u nich kontuzje, czego oczywiście im nie życzę, a także zawodnicy nie przejdą do wyższych lig, to są chyba w tym sezonie skazani na sukces.

– Czyli raczej nie do ogrania?
– Nie ma drużyn, które byłyby nie do ogrania. W starciu z nami będą faworytami, ale jest to mecz, na który czekam w sposób szczególny. Lubię takie wyzwania, gdy jesteśmy skazywani na porażkę. Jeśli tylko będziemy mieć optymalny skład, to przygotujemy na nich coś specjalnego. Mamy szansę ich zaskoczyć.

– W które miejsce celujecie na koniec sezonu?
– Przed startem ligi pierwszą piątkę brałbym w ciemno. Teraz myślę, że jest już to nasz obowiązek, a fajnie byłoby zakończyć grę na 3. miejscu. Na co nas stać pokaże jednak początek rundy. W ciągu naszej 7-letniej historii w "okręgówce" byliśmy najwyżej na 6. miejscu. Staramy się bić rekordy, choćby po malutku. Nastroje są dobre, bo rundę wiosenną zawsze mieliśmy lepszą niż jesienną.

– By walczyć o podium potrzebne będą solidne przygotowania. Na pierwszym treningu mieliście 16 zawodników: dużo czy mało?
– Jak na "okręgówkę" i taką małą miejscowość jak Wilkowo, to dużo. Może nie jakoś wybitnie, ale w końcu słyszy się o klubach z wyższych lig, w których ledwie udaje się zebrać 11 osób na mecz.

– Przejdźmy do kasy. Jak wyglądają obecnie finanse Wilczka? Stać was na awans?
– W tej chwili niestety nie. Mamy tyle środków ile mamy, a prowadzimy dodatkowo 2 drużyny młodzieżowe.

– Możecie liczyć na wsparcie ze strony lokalnych władz?
– Tak. I - obiektywnie rzecz biorąc - wsparcie jest na odpowiednim poziomie, nie możemy narzekać. Mamy środki na dojazdy, ubrania, podstawowe funkcjonowanie. Władze gminy pomagają na tyle, na ile mogą, za co jesteśmy im bardzo wdzięczni. Każdy mógłby oczywiście powiedzieć: "chcemy więcej", ale nie jesteśmy przecież jedyną drużyną w regionie.

– Widziałem, że na klubowej Wigilii odwiedził was wójt. Kibic Wilczka?
– Myślę, że tak (śmiech). W każdym razie solidnie nas wspiera i właśnie m.in. dzięki niemu możemy grać na takim poziomie, na którym jesteśmy.

– Wpada z szalikiem na mecze?
– Jak ma czas, to jest na trybunach, choć oczywiście - z racji pełnionej funkcji - nie zawsze może sobie pewnie pozwolić na beztroskie oglądanie meczu. Gdy jednak jest, to zawsze przyjdzie do szatni, pogada z chłopakami, interesuje się drużyną. Współpraca układa nam się na fajnym, zdrowym poziomie.

– Wróćmy do wspomnianych młodzieżowców. Grono jest dość liczne, a 500+ - nawet jeśli działa tak, jak zamierzyli to autorzy - wprowadzili dość niedawno. Skąd w małej wsi tyle dzieci?
– W Wilkowie niestety nie mamy zbyt wielu małych pociech. Ale jest wielu chętnych także z innych, okolicznych miejscowości, jak np. Karolewa, gdzie jest klasa sportowa. Poza tym, jeśli jedziemy gdzieś na mecze, to autobusem robimy najpierw rundę, by zajechać po każdego z zawodników. Nie wiem, czy gdziekolwiek w województwie robi się podobnie.

– Coś jak autobus szkolny.
– Dokładnie, tylko taki dla piłkarzy. I dlatego też to funkcjonuje tak dobrze. Bez tego nie byłoby ani wyników, ani frekwencji. Nie wszyscy rodzice mają w końcu czas i środki, by dowodzić dziecko na każdy trening czy mecz. W Wilkowie staramy się rozwiązywać problemy, a nie je tworzyć. Dlatego też ten klub odpowiada mi bardziej, niż jakikolwiek inny.

Rozmawiał: Kamil Kierzkowski

Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Jarek #2191086 | 178.36.*.* 27 lut 2017 17:24

    Tak, to są świrki na punkcie piłki, bardzo pozytywne świrki!

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Kibic;)) #2190727 | 37.47.*.* 26 lut 2017 23:03

    Wilki to świrki ;)) zaraz liga sie zacznie i lecimy z tematem!

    odpowiedz na ten komentarz

  3. Kibic Wilczka #2190397 | 89.228.*.* 26 lut 2017 13:12

    Z całym szacunkiem. Gdzie Rzym a gdzie Krym? A jakie to Panie Kamilu drużyny Wilczek zdeklasował?

    odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5