Rolki sprawiają, że świat staje przed młodymi otworem

2017-01-29 14:24:30(ost. akt: 2017-01-29 14:29:42)

Autor zdjęcia: Michał Sulinowski

- Choć w Polsce rolkarstwo jest wciąż niszową, młodą dyscypliną, to w rankingu światowym mamy wielu zawodników w czołówce - mówi Jerzy Pruszyński, trener kętrzyńskiego klubu Blue Bear. Ceniony szkoleniowiec opowiada o tym jak zwykłe "rolki" potrafią kształtować charaktery wśród młodzieży, jak pozwalają jej zwiedzać świat, a także... dlaczego są one jedną z najlepszych motywacji do nauki obcych języków.
— Jeszcze niedawno wrotkarstwo kojarzyło się w Polsce z filmami i teledyskami zza oceanu. Lata 80', tzw. "roller disco", tapirowane włosy, błyszczące dresy... Ludziom wciąż zdarza się postrzegać wrotkarzy właśnie w tej perspektywie?
— Pewnie wielu wciąż właśnie w ten sposób postrzega wrotkarstwo, co jakiś czas wraca zresztą moda na tego typu imprezy. W zasadzie jednak określenie "wrotkarz" niezbyt pasuje do tego, co robimy. Zwłaszcza młodsi zawodnicy buntują się, gdy je słyszą. Bo oczywiście są grupy jeżdżące na wrotkach, czyli dwuśladach, jednak my skupiamy się głównie na rolkach...

— ...ale w końcu należycie do Polskiego Związku Sportów Wrotkarskich.
— W momencie, gdy zakładano PZSW, nie było jeszcze pojęcia "rolki". By nadać jakiś status tej dyscyplinie, potrzebny był związek. Przez lata sport ten bardzo się rozwinął, pojawiło się wiele odmian. W efekcie - prezes mówi na to wrotki, my mówimy rolki... Zdaję sobie jednak sprawę, że to dość niepotrzebna walka z nazewnictwem. Dla samego sportu nazwy nie mają znaczenia. Co innego dla młodych ludzi. Chcą być "skejtami", wyczyniać niesamowite akrobacje na rolkach. Tymczasem w Polsce nazwa "wrotki" traktowana jest przez ludzi - powiedzmy - mało poważnie.

— Dlatego też, we wczesnej młodości, zaczynał Pan od sportów walki? Wśród rówieśników pewnie popularniej było być zapaśnikiem czy pięściarzem, niż "chłopakiem od wrotek".
— Faktycznie przytaczasz dawne czasy (śmiech). Z zapasami miałem w zasadzie jedynie kilkumiesięczny epizod w technikum rolniczym, nie mogłem tego kontynuować ze względów zdrowotnych. Później pojawiły się wprawdzie inne sporty walki, ale wszystko raczej wyłącznie po to, by podtrzymać formę. Następnie, już jako trener, zajmowałem się m.in. koszykówką czy bilardem. Samymi rolkami zainteresowałem się przy pierwszym kontakcie z tzw. rolkarstwem "agresywnym", czyli jazdą polegającą na wykonywaniu różnego rodzaju trików związanych m.in. ze skokami czy rotacjami oraz - najczęściej kojarzonym przez ludzi - "ślizganiem" się po murkach, rurkach czy poręczach.

— Jak mówi sama nazwa, tym rolkarzom łatka "przesadnie grzecznych chłopców" już nie pasuje.
— Chyba tak, czasem wręcz można było usłyszeć miano chuliganów, co jeszcze parę lat temu przypisywało się niesłusznie ludziom od deskorolek. I jednych, i drugich przeganiano z każdego miejsca, w którym trenowali... bo i mało kto to rozumiał. Widowiskowość sprawiła jednak, że chciałem spróbować sam i... okazało się, że podstawy nie są aż tak trudne. Niewiele później pojawiła się w kętrzyńskiej SP nr 2 grupa "niesfornych" chłopaków, którzy - chcąc jechać na tego typu zawody - musieli mieć opiekuna. Dobrze się złożyło, a po kursie, gdy potrafiłem kilka podstawowych trików więcej, jeszcze bardziej zainteresował ich tzw. freestyle.

— Ukierunkowali swój charakter na dość niszowy, ale jednak sport?

— Tak, a po ledwie 4 miesiącach zaskakiwali swoimi umiejętnościami starszych kolegów. Pamiętam, gdy m.in. z Michałem Sulinowskim i Dawidem Jaworskim pojechaliśmy na zawody do Kielc. Doświadczeni rolkarze jeździli naprawdę świetnie, lecz naszym młodym chłopakom chyba o tym nikt nie powiedział: podjeżdżali do nich, pytali jak zrobić jeden czy drugi trik... i po chwili już go robili. Zaraz to samo z następnym. Wreszcie jeden ze starszych zawodników się wkurzył i powiedział coś w stylu: "Człowieku, pracowałem nad tym miesiącami, a ty robisz to prawie od razu... Nic ci już nie pokażę". Oczywiście w formie żartu.

— Co w takim razie ma w sobie Kętrzyn, że jego rolkarzom przychodzi wszystko z taką łatwością?
— Myślę, że Kętrzyn ma jedne z najlepszych warunków do trenowania tej dyscypliny w naszym kraju. Mamy dobre zaplecze treningowe, halę przy ul. Kazimierza Wielkiego, na której możliwości trenowania i organizowania imprez zazdroszczą nam rolkarze z całej Polski. Świetnie układa nam się współpraca z MOSiR, temat rozumieją również władze miasta, które robią wszystko, by jeszcze łatwiej było nam się rozwijać. Przede wszystkim jednak staramy się - jako trenerzy - wzbudzić w młodych pasję. Gdy są ogromne chęci, a dojdzie do tego jeszcze talent, to nie ma innej opcji: musi się udać.

— I z tego co widzę - udaje się. W szeregach kętrzyńskiego Blue Bear nie brak reprezentantów Polski.
— Obecnie mamy 3 mistrzów Polski, 4 wicemistrzów. Coraz lepiej sytuacja wygląda również w juniorach, wielu zapowiada się naprawdę niesamowicie. Przykład? 9-letni Wiktor Smosarski, który już reprezentuje nasz kraj na zawodach międzynarodowych i który mimo młodego wieku uparcie dąży do sukcesów.

— Kętrzyn można więc uznać śmiało za rolkarską, krajową czołówkę?
— Nieskromnie rzecz ujmując: owszem. W Polsce wiodącymi markami są właśnie Kętrzyn i Rzeszów.

— A jak poziom Polaków prezentuje się na świecie?
— Na pewno nie mamy się czego wstydzić. Choć w Polsce to bardzo młoda dyscyplina, to np. w światowym rankingu kobiet mamy w pierwszej dziesiątce 4 reprezentantki: druga w klasyfikacji jest Klaudia Hartmanis, znane w świecie są też m.in. siostry z Czapla Team - Justyna, Paulina i Ewelina. Wspaniałych tytułów nie brakuje naturalnie i wśród mężczyzn, czego przykładem może być czwarty w rankingu Michał Sulinowski, którego duet z Klaudią sięgnął niedawno po mistrzostwo świata w jeździe synchronicznej. Konkurencja jest jednak spora: Chiny, Brazylia, Korea Południowa, Hiszpania, Włochy, a w szczególności Francja - która bardzo solidnie dotuje ten sport z budżetu. Bardzo śmiało poczynają sobie również Rosjanie: Zofia Bogdanowa, obecnie 10-latka, kosi na zawodach już większość seniorów. To, co wyprawia na rolkach ta młoda zawodniczka, po prostu nie mieści się w głowie.

— Polsce sukcesów nie brakuje, lecz o "wrotkach" raczej wciąż niewiele słyszy się w mediach. Nie kojarzę, by jakiekolwiek zawody pokazywane były w telewizji.
— Niestety to wciąż sport niszowy. Rolkarze, jeśli już, pojawiają się w głównych stacjach telewizyjnych raczej jako "ciekawostka". Tego typu przygody z ekranem mają właśnie m.in. Michał i Klaudia. Co do samych zawodów, to - z tego co się orientuję - pokazywane były może raz czy dwa przez niewielkie stacje regionalne.

— Futbol jest w TV i można na nim świetnie zarobić. Jak jest z rolkami?
— Wbrew pozorom nie jest tak źle. Przykładowo: Michał Sulinowski i Dawid Jaworski należą do jednej z najlepszych ekip sportowych świata, tzw. Seba Team. Zespoły te powstają w różnych krajach z inicjatywy topowych producentów sprzętu rolkarskiego. Mają ten komfort, że wybierają sobie garstkę najlepszych rolkarzy z każdego kraju. Współpraca z największymi talentami opłaca się z pewnością obu stronom.

— Pana podopieczni sporo jeżdżą po świecie. Gdzie "wrotki" poniosły ich najdalej?
— Trzeba byłoby się raczej zastanowić gdzie ich nie było (śmiech). Najpoważniejsze wyjazdy wiążą się obecnie głównie właśnie z kontraktami, gdzie widowiskowość sportu wykorzystywana jest do promocji nowych produktów wielkich, międzynarodowych firm. W ten sposób zwiedzili Tajlandię, Singapur, Chiny, byli w Dubaju... Jednak i podczas zawodów można wiele zwiedzić. Nie zawsze wtedy mogę im towarzyszyć, ale w Europie zazwyczaj mam taką okazję, np. jako menadżer kadry, jak było ostatnio podczas mistrzostw Europy w Hiszpanii.

— Czyli te wyśmiewane "wrotki" pozwalają nie tylko zarobić, ale i zwiedzić świat?
— Zdecydowanie, ci młodzi ludzie chwycili Boga za stopy. Zwiedzają, rozwijają się, poznają mnóstwo wartościowych osób i nowe kultury, mogąc przy tym coś odłożyć. Wcześniej byli zamknięci w ścianach sali, teraz świat stoi przed nimi otworem. Niesie to wiele niezapomnianych przygód, nawet takich - nazywając to z dużym przymrużeniem oka - nie do końca zgodnych z prawem. Pamiętam jak podczas zawodów we Francji jeździliśmy po metrze, gdzie jazda na rolkach jest zakazana... Przyszło nam więc tłumaczyć się przed stróżami prawa (śmiech).

— Zapachniało aferą międzynarodową. Widzę już nagłówki gazet: "reprezentacja Polski zatrzymana przez policję".
— (śmiech) Może aż tak źle by nie było. Nie byliśmy tam zresztą jedyni. To, co wyróżnia ekipę freestyle na całym świecie, to niesamowita atmosfera. Nie ma złej rywalizacji. Jeden drugiemu podpowiada, pokazuje nowe rzeczy, uczymy się od siebie. Starsi i młodsi wymieniają się doświadczeniami. Otwarci ludzie. Przyjaźnie, którym nie przeszkadzają tysiące kilometrów i miesiące rozłąki.

— Młodzi szybko złapali wspólny język?

— Tak, zresztą rolki to jedna z najlepszych motywacji do nauki angielskiego, jakie znam. Podczas zawodów, uczestnicy zagadywani są w przerwach przez komentatorów, sadzani czasem na tzw. "gorących krzesłach". Rolkarze siadają z kolegami z innych państw, dziennikarze i organizatorzy mówią do nich po angielsku, patrzą tysiące osób, są kamery... Kto rozumie, ten odpowiada. Kto nie, ten milczy, a w najgorszym przypadku wychodzi mu: „Aaaa... Yes, yes”. Efekt jest taki, że każdy z tych młodych ludzi od razu - sam z siebie - łapie czym prędzej za książkę do nauki języka. Tu już nie chodzi o to czy dostaną piątkę czy czwórkę ze sprawdzianu. Komunikatywność pozwala nawiązać współpracę z potencjalnymi sponsorami, od których później wiele, wiele zależy.

— Kiedy teraz będziemy mieć okazję oglądać Blue Bear w akcji? Macie już jakiś grafik?
— Sztywnego grafiku nie ma, bo wiele imprez nie ma jeszcze potwierdzonych ostatecznych dat. W maju na pewno wyruszymy na mistrzostwa do Czech. Chwilę później jedziemy na Battle Otwock. Po powrocie, 10 czerwca mamy naszą rodzimą imprezę - Freestyle Slalom Kętrzyn. W letnim okresie pojawimy się też na zawodach w Paryżu, następnie Berlin. Część zawodników pojedzie także na mistrzostwa świata do Azji, choć - z przyczyn finansowych - będzie to dość okrojona ekipa. W większym gronie pojawimy się jednak na pewno na mistrzostwach Europy, najprawdopodobniej znowu w Hiszpanii.

— Brakuje w tym tylko Olimpiady. Myśli Pan, że kiedyś uda się "wrotkom" uzyskać status dyscypliny olimpijskiej?
— Myślę, że tak, choć pewnie jeszcze trochę to potrwa. Furtka powinna otworzyć się już niedługo, bo są plany, by na igrzyskach pojawiły się deskorolki. Za takimi widowiskowymi sportami stoją wielkie koncerny, które bardzo by się ucieszyły z takiej decyzji organizatorów. Jestem więc dobrej myśli.

Rozmawiał: Kamil Kierzkowski

Podopieczni trenera Pruszyńskiego z tytułami już od najmłodszych lat
Obrazek w tresci

Michał Sulinowski udowadnia, że dzięki rolkom można trafić np. do... Szanghaju
Obrazek w tresci

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5