Czytam, bo lubię. Ewa Maksymowicz o przełamywaniu barier

2017-01-01 13:35:57(ost. akt: 2017-01-01 13:43:58)
Ewa Maksymowicz często korzysta z tzw. czytaka.

Ewa Maksymowicz często korzysta z tzw. czytaka.

Autor zdjęcia: Marek Szymański

„Czytam, bo lubię” to nasz cykl, w którym czytelnicy-pasjonaci zachęcają do przeczytania konkretnej książki. Tym razem nie będzie jednak o jednej książce, ale o samej miłości do czytania. O swojej pasji opowiada nam Ewa Maksymowicz, osoba niewidoma, której choroba nie przeszkodziła w czytaniu. Być może nawet pani Ewa czyta jeszcze więcej niż dawniej, ale o tym opowie już sama.
Czy istnieje taka siła, która przeszkodziłaby Pani w czytaniu książek?
— Nie istnieje coś takiego (śmiech). Jeżeli ktoś chce czytać to będzie to robił zawsze. Moja choroba jest postępująca, tracę wzrok wraz z upływem czasu. Przez pewien okres czytałam przez lupę. Coraz silniejszą, aż w końcu mąż kupił mi lupę, przez którą zawodowcy oceniają ważność dokumentów. Potem po książki już na kasetach jeździłam do Płocka, gdzie mieszka moja mama. Kiedy wracaliśmy całe tylne siedzenie było wyłożone kasetami. Jak pan widzi nie istnieje taka siła, która by mnie zahamowała. Wręcz przeciwnie - chciałabym czytać więcej i więcej. Oczywiście chciałabym też, żeby wszystkie książki były wydawane w takiej formie, by mogły je czytać także osoby niewidome. Z tego co wiem, niestety tylko około 5% książek jest nagrywanych dla osób niewidomych. A ja chciałabym siedząc tutaj z panem przy herbacie porozmawiać o książce nowej, świeżej.

Mąż nie czyta Pani tych nowości?
— Mój mąż jest bardzo zapracowany, nie ma na to czasu. Ale na szczęście czasami do książek załączane są też płyty. Przepadam za tym, bo możemy wtedy czytać równocześnie. Zdarza się, że czytam szybciej niż mąż, ponieważ jesteśmy inaczej aktywni zawodowo i to ja mam więcej czasu. Rozmawiamy wtedy kto jest przy którym rozdziale, komentujemy. Chociaż i tak część literatury, którą czytamy oboje pokrywa się. Oboje lubimy literaturę faktu, książki biograficzne, polityczne czy szpiegowskie, a to zazwyczaj są książki dość grube.
Mąż będzie mi czytał kiedy już przejdzie na emeryturę (śmiech).

Co Pani czyta w chwili obecnej?
— W samym grudniu przeczytałam m.in. „Papuszę” Angeliki Kuźniak - przepiękna książka, wydaje mi się, że lepsza od filmu - i Marii Nurowskiej „Drzwi do piekła”. Wyjątkowa opowieść, czyta się bardzo dobrze. No i „Silve Rerum” Kristiny Sabaliauskaite. To księga dziejów rodziny. Księga, w której ktoś z rodziny, konkretnie głowa rodu, zapisuje dzieje rodziny z XVII wieku. Ja byłam nią zachwycona. Ale ogólnie czytam bardzo dużo i chyba mogę powiedzieć, że jestem uzależniona.
Są książki, które czytam z wielką pasją, tak jak książki historyczne, przygodowe czy reportaże. Z mężem bardzo lubimy Jacka Hugo-Badera. Ja bym chciała, żeby on pisał bez przerwy - więcej i więcej. On pisze tak, że ja mam wrażenie, że jestem w podróży razem z nim. Albo Joanna Bator, która napisała m.in. „Japoński wachlarz”. Dzięki tym książkom naprawdę podróżuję. W ogóle książka uczy, bawi, rozwija, mi dodatkowo pozwala podróżować po świecie i dowiadywać się niezwykłych rzeczy o ludziach, o ich kulturze, mentalności, zwyczajach. To jest coś fascynującego.

Korzysta pani z urządzeń audio?
— Tak, czytak lub każde urządzenie tego typu ułatwia mi czytanie bardziej niż państwu, ludziom widzącym. Mogę czytać np. kiedy wycieram kurze, ale też łatwiej mi się czyta w podróży, moja książka się nie kołysze i nie trzęsie nią aż tak (śmiech). Oddaję się wtedy przyjemności czytania.

Tylko, że z tych urządzeń my, widzący, też możemy przecież korzystać.
— Ale lubi Pan to robić?

Przyznam szczerze, że nie...
— No właśnie. Ani mój mąż, ani syn też nie czytają audiobooków, ale być może są skażeni. Chociaż oni oczywiście akceptują tę moją chorobę. Mam w nich ogromne wsparcie, ale audiobooków nie lubią. Myślę, że tego też trzeba się nauczyć. Słuchanie z uwagą jest dużo trudniejsze niż czytanie wzrokiem.
W moim domu, osoby niewidomej, jest olbrzymia biblioteka. Od podłogi do sufitu. Napakowana jest książkami, a i tak wciąż coś nowego kupujemy. Mówię to z dumą. Syn tę miłość do książek wyssał z mlekiem matki, ale męża zaraziłam do tego stopnia, że czyta bez przerwy (śmiech). Ale dom bez książek jest jak człowiek bez duszy.

Pani oprócz czytania także pisze...
— Kiedyś pisałam recenzje. Za jedną z nich, w konkursie „Książka słowem malowana” w Wałbrzychu dostałam pierwszą nagrodę. Byłam bardzo wzruszona, bo nagrodę wręczał mi mój ulubiony lektor Roch Siemianowski.
Ale piszę różne rzeczy. Jak mam możliwość bycia w teatrze to piszę recenzje ze sztuk teatralnych. Od 7 lat piszę kącik kulinarny „W mojej magicznej kuchni”. Udowadniam, że możliwe jest nie tylko gotowanie bezwzrokowe, ale też pisanie o nim. Właściwie napisałam już dwie takie książki. Jedna ukazała się w czarno druku i na audiobooku, druga jest skierowana głównie do znajomych i przyjaciół. Wysyłałam ją drogą mailową tuż przed świętami i już wiem, że u niektórych na wigilijnym stole stały moje potrawy. To chyba najlepsza recenzja.

Dlaczego to czytanie jest dla Pani takie ważne?
— To nie tylko moja inteligencja, mentalność, moje podróżowanie. Ale to nie wzięło się znikąd. Tę miłość zaszczepił we mnie mój ojciec, który bardzo dużo czytał. Poza tym pięknie opowiadał bajki, grał na gitarze i śpiewał. To on prowadzał mnie za rączkę do biblioteki, mimo, że w domu mieliśmy dużo książek. To było dla niego za mało. Pokazywał mi jak książki wypożyczać, jak korzystać z katalogów w bibliotece. Dzisiaj w tym miejscu, gdzie była kiedyś ta biblioteka - nomen omen jest wypożyczalnia dla niewidomych.
Trochę się boję tego wtórnego analfabetyzmu, bo jak się czyta słuchając na pewne rzeczy trzeba bardziej uważać. Język rozwija się dynamicznie. Jest mnóstwo wyrazów obcojęzycznych. Część z nich spolszczamy, a część nie i to jest dla mnie bardzo trudne. Na szczęście mam przyjaciółkę polonistkę, którą ciągle dopytuję jak te nowe słowa pisać.

Współpracuje Pani także z Miejską Biblioteką Publiczną w Kętrzynie.
— Dyrektor Gagacki jest bardzo otwarty na moje propozycje. Dzięki niemu mogłam poszerzyć tę ofertę czytelniczą dla osób słabo widzących lub niewidomych. Pan dyrektor podpisał umowę z Biblioteka Centralną, z której książki dostajemy nawet na zamówienie. Niezależnie czy to jest na kasecie, płycie czy Braille'm. W tej chwili są dwa czytaki w bibliotece, a po nowym roku będziemy starali się o trzeciego. To jest bardzo ważne, bo nie każdego na to urządzenie stać.

Cały czas mówi Pani o tym, co robi bądź co chce zrobić. Nie padło ani jedno słowo o barierach...
— Bo ja tych barier nie widzę (śmiech). Takie moje usposobienie. Mam dwie zdrowe ręce, głowę też, mam rodzinę, którą kocham, mam przyjaciół. Przygotowuję teraz projekt, dzięki któremu z dzieciakami w szkołach będziemy te bariery łamać. I obalać te wszystkie mity o niewidomych.

A czy jest coś szczególnego, związanego rzecz jasna z książką lub czytaniem, co chciałaby Pani jeszcze w życiu zrobić?
— Mam pewien pomysł, marzenie, ale potrzebny byłby mi już asystent. Jest mnóstwo chorych dzieci. Chętnie opowiadałabym im bajki, fajne historie, tyle, że błąkanie się z laską po szpitalu dla mnie, ale i dla personelu byłoby uciążliwe. Szpital jest miejscem, jak ja to nazywam, pulsującym, tętniącym życiem i ciągle coś się tam dzieje. Wierzę jednak, że kiedyś powstanie taka instytucja jak asystent osoby niewidomej i wtedy to marzenie spełnię. Na razie będę edukować dzieci i młodzież w szkołach i będę im czytać, czytać, czytać (śmiech).


Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij
Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Igor Hrywna

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5