Dni, których nigdy nie zapomną

2016-12-15 15:55:50(ost. akt: 2016-12-16 13:07:22)
Andrzej Michalski (w środku) w towarzystwie Ryszarda Olechnowicza i Andrzeja Balika składa kwiaty pod tablicą pamiątkową na ratuszu miejskim.

Andrzej Michalski (w środku) w towarzystwie Ryszarda Olechnowicza i Andrzeja Balika składa kwiaty pod tablicą pamiątkową na ratuszu miejskim.

Autor zdjęcia: Marek Szymański

Andrzej Michalski był jednym z współzałożycieli kętrzyńskiego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”, dlatego w kontekście rocznicy stanu wojennego wydał nam się idealnym rozmówcą na ten wciąż bolesny temat. Tym bardziej, że jak co roku punktualnie o 12.00 można go było spotkać z kwiatami pod tablicą pamiątkową na ratuszu miejskim.
Często datę 13 grudnia spłyca się do tego, że „nie było Teleranka”. Jak wspomina Pan ten dzień?
— Od ogłoszenia Stanu Wojennego mija już 35 lat. Pamięć ludzka jest coraz bardziej zawodna, a spojrzenie na te czasy nacechowane jest dużą dozą refleksji oraz doznanych w tym okresie krzywd. Nie będę silił się na oryginalność i powtórzę większość tez, które wygłaszałem w latach ubiegłych. Ostatnio przypomniałem sobie dość istotny szczegół obecności pod Kętrzynem od strony Barcian kolumny wojsk radzieckich na około miesiąc przed wprowadzeniem Stanu Wojennego. Fakt ten mogą potwierdzić niektórzy żyjący jeszcze koledzy. Widok ten znamionował nadejście w bardzo szybkim tempie czasów represji z kulminacją tych wydarzeń w dniu 13 grudnia 1981 roku, kiedy ogłoszono Stan Wojenny. Przechodząc do moich refleksji z dnia 13 grudnia 1981 r. pragnę podkreślić, że dzień ten rozpoczął się jak każdy inny. Wspólnie z dziećmi rano odwiozłem żonę do szkoły (zaocznej) i udałem się do moich rodziców. Po drodze mijaliśmy uzbrojone w broń długą liczne patrole milicji w otoczeniu ormowców. Nie wiedziałem co się stało. Po jakiejś chwili przyszła ze szkoły żona i poinformowała, że wprowadzono Stan Wojenny. Chciała bym odwiózł jej koleżankę do domu do Biedaszek. Kiedy z duszą na ramieniu wiozłem koleżankę i będąc na skrzyżowaniu (dzisiejsze rondo Rogaczewskiego) zobaczyłem opancerzony wóz bojowy zacząłem nie na żarty obawiać się o swoje bezpieczeństwo. Telewizja ani radio nie działały. Nie było więc nie tylko „Teleranka”, ale jakiegokolwiek dostępu do informacji. Dopiero około godz.10.00, może 11.00 w telewizji wystąpił Jaruzelski i poinformował społeczeństwo o wprowadzeniu Stanu Wojennego. Fakt ten był dla mnie przerażający. Zrozumiałem, że przeciwko ludziom walczącym o demokrację władza wyprowadziła wojsko i milicję. Nie do końca rozumieliśmy co nam grozi. Jak się okazało następstwa te dla mojego i kolegów życia były bardzo represyjne.

Ilu Was, ludzi związanych z kętrzyńską Solidarnością, było w okresie stanu wojennego? Czym przejawiała się Wasza aktywność w tamtym okresie?
— W kwestii tego pytania mogę odnieść się jedynie do mojego zakładu pracy, jakim w roku 1981 było Przedsiębiorstwo Budownictwa Komunalnego. W tym czasie byłem tam przewodniczącym NSZZ „Solidarność”, liczącej około 400 osób. W momencie wprowadzenia Stanu Wojennego moim zadaniem było utrzymanie porządku na terenie zakładu pracy i nieuleganie prowokacjom, jakie w tym okresie nagminnie występowały. Sytuacja była dość trudna ze względu na rozproszenie załogi na terenie szeregu budów, które firma prowadziła na terenie powiatu oraz poza jego granicami. Ze względu na ten fakt nie mogliśmy bezpośrednio w dniu następnym tj. 14 grudnia przystąpić do strajku, a represje w całym kraju „uziemiły” nasze działania ukierunkowane na walkę z zaistniałą sytuacją.

Pamięta Pan jak stan wojenny dotknął mieszkańców Kętrzyna?
— Pierwsze dni Stanu Wojennego w samym Kętrzynie przebiegały w miarę spokojnie. Obawiano się, że władza może spacyfikować każdy zakład pracy, a tzw. „wichrzyciele” zostaną aresztowani i skazani. Jednak ludzie zbierali się w trzy–czteroosobowe grupki i przekazywali sobie informację o tym, co się dzieje w kraju, Uważając przy tym na różnego rodzaju donosicieli i „kapusi”, których nie brakowało. Społeczeństwo pomimo zmęczenia ogólną sytuacją w kraju, nieźle znosiło dodatkowe utrudnienia jakie zafundowała nam Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego (WRON). Na podstawie swoich uprawnień ograniczyła wiele praw obywatelskich, m.in: zmilitaryzowano zakłady pracy (choć w Kętrzynie nie było takiego przypadku), zakazano organizowania jakichkolwiek strajków i demonstracji, zdelegalizowano „Solidarność” a połączenia telefoniczne zablokowano (odblokowano po paru tygodniach, lecz były na podsłuchu – można było w słuchawce usłyszeć głos „rozmowa kontrolowana”). Wprowadzono godzinę milicyjną od 22.00 – 6.00, a poruszanie się poza granice miasta wymagało specjalnej przepustki. Każdy zakład pracy miał swojego opiekuna z SB i tak np. w dawnym Farelu był nim niejaki Sylwester Rudzki. Ich zadaniem było rozpoznawanie nastrojów wśród załóg pracowniczych i przekazywanie swojemu komisarzowi, który miał swoją siedzibę w Kętrzyńskiej Jednostce Wojskowej WOP. Władza jak tylko mogła starała się utrudnić życie obywatelom. Takim przykładem może być sytuacja, gdzie milicjanci podchodzili do kolejki krzycząc, że będzie kontrola dowodów osobistych, czym zmuszali kolejkowiczów do ucieczki. Mieli przy tym wielki „ubaw”. Do dzisiaj w Kętrzynie żyją, i to nieźle, ormowcy i „reżimowcy” tamtego okresu, w przeciwieństwie do wielu działaczy Solidarności.

Cała rozmowa z Andrzejem Michalskim w piątkowym (16.12) numerze Gazety w Kętrzynie.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5