Bilard to sport, a nie dodatek do piwa

2016-10-09 19:01:38(ost. akt: 2016-10-09 20:04:07)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Rozrywka barowa, dodatek do piwa i papierosów, plac zabaw dla hazardzistów... - negatywnych stereotypów związanych z bilardem nie brakuje. Tymczasem, jak przekonuje Damian Ejmont, potrafi być on szlachetną, rozwijającą dyscypliną sportu. Jeden z najbardziej doświadczonych zawodników w regionie - w rozmowie z Kamilem Kierzkowskim - ukazuje prawdziwą twarz bilardowych rozgrywek.
— Bilard przez wielu kojarzony jest z pubem, dymem papierosowym i piwem... Ile w tym prawdy?
— Wciąż jest taki stereotyp, ponieważ kiedyś bilard był traktowany właśnie jako zwykły dodatek do piwa. Doskonale widać to choćby na amerykańskich filmach, gdzie nad stołem unosi się najczęściej dodatkowo gęsta chmura dymu papierosowego. Teraz jest jednak już zupełnie inaczej. Dziś bilard jest przede wszystkim sportem z rosnącą stale liczbą zawodników, jak i ich poziomem.

— Założona przez Ciebie Akademia jest próbą "odczarowania" tego stereotypu, promocją ulubionej dyscypliny czy wynikła po prostu z zapotrzebowania na rynku?
— Nie, w naszym regionie nie ma potrzeby odczarowywania bilarda, ponieważ już od dłuższego czasu jest mocno promowany jako piękny sport. W najbliższej okolicy mamy mnóstwo pasjonatów, którzy przychodzą pograć do klubu z dziećmi czy całymi rodzinami. Niestety w Polsce tego typu podejście nie jest jeszcze normą, choć wszystko idzie ku dobremu. Cieszy mnie to, ponieważ ta dyscyplina jest moją wielką pasją, a kto by nie chciał dodatkowo zarabiać na swojej pasji?

— Gra wymaga cierpliwości i precyzji: uczęszczające do Akademii dzieci nie mają z tym problemów? Najmłodsi szybko się zniechęcają...
— To fakt, dzieci bardzo szybko się zniechęcają. Szczególnie, gdy karze im się robić jakieś żmudne ćwiczenia, których efekty nie są zauważalne od razu. Staramy się jednak pokazać im bilard nie tylko jako sport, ale i świetną zabawę. Myślę, że wychodzi nam to całkiem przyzwoicie. Jeśli jednak szybko rezygnują, to wynika to u nich - w mojej opinii - także i z czego innego: odmiennego niż kiedyś sposobu życia ich rodziców. Dziś żyje się szybciej. Rodzice wracają późno z pracy, nie mają zbyt dużo czasu dla dzieci, więc wysyłają je na masę kursów: angielski, niemiecki, piłka nożna, pływanie, rolki, gitara... Dziecko ma być dobre we wszystkim, a tak po prostu się nie da. Lepiej być najlepszym w jednej dyscyplinie, niż przeciętniakiem w wielu.

— Inne dyscypliny, jak np. piłka nożna, mają solidnie rozbudowane struktury ligowe, liczne turnieje...
— Na przestrzeni ostatnich kilku lat bilard w Polsce rozwinął się niesamowicie. Również i my mamy swoje ligi, a dokładnie 3: Ekstraklasę, I ligę i II ligę (która jest podzielona na strefy). Gra w nich łącznie ok. 70 drużyn z całego kraju. Z roku na rok organizuje się coraz więcej turniejów: od regionalnych i rozgrywanych dość często, po Grand Prix Polski PolTour, Mistrzostwa Polski czy wielkie turnieje zagraniczne. Rywalizacja jest coraz większa, powstają nowe kluby czy szkolne sekcje bilardowe... Obecnie mamy najlepszych juniorów na świecie. Jako jedyny kraj mamy transmisje ligowego bilarda i najważniejszych turniejów na antenie TV. Naprawdę głośno zrobi się o bilardzie w przyszłym roku: we Wrocławiu odbędzie się największa impreza sportowa o tej tematyce w historii Polski: "The World Games", czyli światowe igrzyska sportów nieolimpijskich, na których bilard ukaże się aż w 3 odsłonach: jako "pool", "snooker" oraz "karambol".

— A jak wygląda to konkretnie w naszym regionie? Jest z kim i o co rywalizować?
— Pod tym względem jest jeszcze mnóstwo do zrobienia, lecz w Kętrzynie działa to dość sprawnie. Turnieje odbywają się dość cyklicznie, mamy drużyny w 1. i w 2. lidze. Możemy też sprawdzać się ciągle w konfrontacji ze świetnymi ekipami z Mrągowa czy Giżycka... To co dziwi najbardziej, to brak jakiegokolwiek klubu bilardowego w tak dużym mieście jak Olsztyn. A jest tam przecież mnóstwo osób, które tylko czekają na otwarcie takiego miejsca.

— Przy wspomnianym futbolu, najlepsi piłkarze - nawet w niższych ligach - mogą się utrzymać z gry. Jak wygląda to u bilardzistów? Gdzie leży próg, po przekroczeniu którego można zapewnić sobie byt samą grą?
— Niestety tutaj jest mały problem: w Polsce z samej gry w bilard utrzymać mogłoby się ledwie ok. kilkunastu osób. Ten sport nie jest jeszcze tak chętnie oglądanym sportem jak piłka, dlatego też nie ma mowy o dużych gażach sponsorskich i wysokich kontraktach. Powoli jednak przebijamy się coraz wyraźniej do telewizji, więc powinno być łatwiej. Oczywiście - jeśliby ktoś prezentował odpowiednio wysoki poziom, by w miarę systematycznie wygrywać największe turnieje za granicą, wówczas nie musiałby się martwić o fundusze. Nie jest to jednak łatwe, choć też i nie niemożliwe - polscy bilardziści należą do ścisłej czołówki Europy i są jednymi z najsilniejszych ekip na świecie. Może uda mi się więc jeszcze doczekać czasów, w których nasi pojawią się w telewizyjnych spotach reklamowych.

— Pozostając przy finansach... Zapytam wprost: zdarzyło Ci się grać na pieniądze?
— (śmiech) Chciałbym zacząć od tego, że jestem przeciwny hazardowi i nie polecam nikomu takiej formy zabawy. Skłamałbym jednak, gdybym stwierdził, że nigdy nie grałem o pieniądze. To sport, ale i świetna forma rywalizacji. Zawodnicy czasem - by podkręcić nieco motywację i wolę walki - przy sparingach grają o symboliczne stawki. Kilka razy zdarzyło się to i mi.

— W filmach stawki są znacznie większe. Gdy po raz pierwszy stanąłeś przy stole, nie pojawiły się myśli o "wielkiej kasie"?

— Nie, na pewno nie. Moja przygoda zaczęła się w 2002 r., gdy mój ojciec ze św. p. wujkiem założyli w Kętrzynie klub bilardowy "Skorpion". Była to dla mnie świetna zabawa, a fakt, że miałem ułatwiony dostęp do stołu sprawił, że ćwiczyłem codziennie długimi godzinami. Po prostu pokochałem ten sport od pierwszej chwili, jest moją pasją do dziś.

— Co najbardziej podoba Ci się w bilardzie?
— Jedną z kwestii jest to, że przy stole sam decyduję o wszystkim. Każdy trener podkreśla, że w bilard gra się ze stołem, z samym sobą, a nie z przeciwnikiem. To święte słowa, przy stole jest się samemu. Mogę zrobić cokolwiek tylko wymyślę w głowie i nikt inny, żaden rywal, nie może mi przeszkodzić. Pokrzyżować plany mogę tylko sam sobie, jeśli cokolwiek mi nie wyjdzie. W praktyce oczywiście nie zawsze jest tak kolorowo, bo dochodzą emocje, patrzy się na nazwisko przeciwnika... Zwłaszcza, jeśli jest uznanym zawodnikiem.

— Pierwsze szlify nabierałeś pod okiem ojca?
— Tak, choć prawdę mówiąc bliżej mi do miana samouka. Na samym początku, gdy po raz pierwszy chwyciłem za "patyk", ojciec pokazywał mi niektóre rzeczy: odpowiednią postawę, rotacje itd. Lecz choć - jak na tamte czasy - grał bardzo dobrze, to było to jednak za mało. W dodatku nie było wówczas tak łatwego dostępu do Internetu, więc żeby obejrzeć jakiś mecz bilardowy, znaleźć ćwiczenia do trenowania itp., trzeba było naprawdę się sporo nakombinować. Pamiętam jak pojechaliśmy specjalnie do Kielc - stolicy polskiego bilarda. Udostępniono nam tam zestawy ćwiczeń, materiały wideo, przeprowadzono szkolenie z najlepszymi zawodnikami w Polsce... Dopiero wtedy zobaczyłem jak dużo mi jeszcze brakuje i jak dużo muszę się uczyć.

— Jak, oczywiście w uproszczeniu, wygląda trening bilardzisty?
— W uproszczeniu, to wyciąga się "kulki" i się je wbija (śmiech). A tak na serio, to są całe etapy: od początkowej nauki nazewnictwa, poprzez postawy, rotacje, uderzenia ekstremalne (typu "jump" czy "masse"), kończąc na psychologii, pracy nad głową i odpornością na stres. Podstawowy trening wygląda tak, że wykonuje się daną ilość serii powtórzeń ustalonych ćwiczeń, układów i schematów. To trochę jak na siłowni: poniedziałek np. nogi i klatka po 10 powtórzeń x 5 serii (śmiech). To najbardziej efektywny sposób, lecz wymaga maksimum samomotywacji.

— Masz jakieś bilardowe marzenie?
— Mam nadzieję, że już niedługo nie będzie trzeba nikogo przekonywać, że bilard to sport. Że nie jest to wspomniany dodatek do piwa, a szlachetna dyscyplina, która rozwija uprawiających ją zawodników. Chciałbym, byśmy każdym kolejnym dobrym występem naszych podopiecznych z kętrzyńskiej akademii bilardowej "Champion" rozmywali wszelkie nieaktualne stereotypy.



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5