Ścieżką myśli z Jerzym Lengauerem

2016-07-31 16:13:45(ost. akt: 2016-07-31 16:18:21)
Jerzy Lengauer okazał się niesamowitym rozmówcą. Twierdzi, że woli pisać niż mówić, ale kiedy zaczęliśmy rozmowę, trudno było go zatrzymać. Podczas długiej rozmowy poruszyliśmy wiele kwestii, jednak poniższy zapis to tylko część dotycząca jego książki, która ukaże się ze miesiąc. „Ścieżki myśli” to zbiór felietonów i esejów o Kętrzynie. O szczegółach opowie jednak sam autor.
Dzisiaj celebryci, sportowcy, politycy mają swoje książki, ale nie zawsze tak było. Czy w czasach nam współczesnych łatwo jest napisać książkę?
— Może inaczej. Nie jest łatwo napisać, ale łatwiej jest wydać. Tym łatwiej, jeżeli ma się na to pieniądze. Z tego, co zdążyłem się już zorientować, mnóstwo wydawnictw, także tych zasłużonych, daje możliwość wydania książki za pieniądze autora. Oczywiście wszystko jest kwestią ilości egzemplarzy, ilustracji, rodzaju papieru, rozprowadzenia książki, itd. Ale samo wydanie jest bardzo łatwe. Co do celebrytów nawet nie wiem, co o tym sądzić. Przeraża mnie ilość literatury sygnowanej przez osoby znane. Tu Lewandowski, tu Messi, tam jeszcze ktoś inny…

Np. Kasia Cichopek…
— Właśnie. Nie mam pojęcia, dlaczego ludzie to czytają. Mogę się jedynie domyśleć, że to na tej samej zasadzie, jak czyta się prasę brukową. Pewnie te książki, nie wiem czy można to nazywać autobiografią czy nawet biografią, stanowią zestaw „ciekawych” historii z życia człowieka, którego widzimy na okładce.
Na szczęście to szybko znika. Przez rok mamy wspomnianą Kasię Cichopek, za rok będziemy mieli kogoś innego. To się będzie powtarzać. Ważne jest, i moim zdaniem to nie jest wcale takie złe, że Lewandowski czy Danuta Wałęsa tych książek nie napisali. To zrobił za nich ktoś inny. To jest fajne, że ten ktoś napisał książkę na czyjeś zlecenie, wykonał konkretną pracę i zarobił pieniądze. W tym wymiarze jest to pozytywne. Sam chętnie bym się czegoś takiego podjął (śmiech).

To może pomówmy o pańskich pobudkach... Co spowodowało, że zaczął pan pisać?
— Zawsze lubiłem pisać. Łatwiej mi było wyrażać się w tekście pisanym niż mówiąc. Kiedy byłem młody, wszystko kręciło się wokół listów. Zawierało się znajomości, pisało się wielostronicowe listy, a potem czekało na odpowiedzi. To było podniecające. Wtedy, żeby nawiązać kontakty pisało się do prasy, np. „Na przełaj”, „Razem” chyba. Młodzież w latach 80. potrzebowała takiego kontaktu, wyjścia na zewnątrz. Po drodze były też jakieś wiersze, pamiętniki w starych zeszytach w linijkę (śmiech).
Z pierwszą moją książką („Niepoprawnie subiektywny dziennik podróży”, wyd. 2014 - dop. red.) wiąże się pewna historia. Kiedy jechaliśmy na wakacje dostałem od stryja dziennik, a raczej pamiętnik wykonany na wzór zeszytu z przełomu XIX i XX wieku, z szarym papierem w środku, odpowiednim sygnowaniem na okładce. Robiłem sobie notatki codziennie. Po paru miesiącach wróciłem do tego dziennika. Wziąłem mapy z miejscami, w których wtedy byliśmy, przewodniki, i te historie z wakacji przeniosłem na papier. Tak powstała pierwsza książka.

Ta druga książka przeszła podobna drogę?
— Przed powstaniem mojej drugiej książki stwierdziłem, że będę musiał bardziej nad nią popracować. Uznałem, że te wszystkie felietony, które pisałem do Tygodnika Kętrzyńskiego, powinny być jakoś odrębnie wydane. Za dużo przyjemnych rzeczy zdarzyło mi się po drodze, jakieś przypadkowe spotkania z ludźmi na ulicy, rozmowy w trakcie wydarzeń kulturalnych w bibliotece, w muzeum i w Loży. Słyszałem wtedy opinie, że ludziom przyjemnie i interesująco się czyta moje felietony. Chciałem napisać książkę wyłącznie o Kętrzynie, ale nie miałem na to pomysłu, czy może bardziej odwagi. Dlatego postanowiłem zbierać te felietony. Ileś z nich nie zostało dopuszczonych na łamy tygodnika, więc pozbierałem większość, choć kilka przepadło bezpowrotnie. Podzieliłem je na dwie części, części na rozdziały i rozesłałem do wybranych wcześniej wydawnictw. Większość z nich chce druki na papierze, więc musiałem powielić, najpierw samemu na drukarce, w kilkudziesięciu egzemplarzach. To pochłonęło sporo czasu i pieniędzy, a potem doszły jeszcze koszty wysyłki książki w kilkudziesięciu egzemplarzach. Od kilku wydawnictw otrzymałem odpowiedź, że nie są zainteresowane, jednak były też trzy inne, które wyraziły chęć wydania. Zdecydowałem się na Ludową Spółdzielnię Wydawniczą, dlatego, że to wydawnictwo z tradycjami. Istnieje od 1947 roku, klasa sama w sobie. Miałem też propozycję od wydawnictwa Norbertinum, z którym teraz współpracy nie podjąłem, ale już umówiliśmy się na przyszłość w sprawie tekstów krytyczno-literackich i esejów o filmie i o teatrze.

Na czym będzie polegała promocja tej nowej książki?
— Tym razem wszystkim ma się zająć wydawnictwo. Niestety, nie będę miał, jak to było w przypadku poprzedniej książki, dużo własnych egzemplarzy do rozdania. W sumie nie rozmawialiśmy o promocji, ale sam już o tym myślę. To książka o Kętrzynie, dlatego na własną rękę postanowiłem wydrukować plakaty i poprosić o umieszczenie w bibliotece, w księgarniach, w kinie i w muzeum.

To może przejdźmy do niej...
— Książka nosi tytuł „Ścieżki myśli”. Wymyśliła go Hania Milewska-Wilk, moja przyjaciółka z Warszawy, którą poznałem przez portal BiblioNetka. W podtytule są „felietony”, chociaż książka zawiera także eseje. W przedmowie piszę natomiast o ludziach dla mnie ważnych. W części pierwszej zawarte są felietony na tematy różne, m.in. o uchodźcach, o służbie zdrowia, o psach, o głosowaniu, o sklepach czy też stosunkach międzyludzkich. Jest tekst o tym, jak działa nasze kino - przyznam, że nie zawsze byłem zadowolony z jego repertuaru. W sumie jest o sprawach ogólnospołecznych, które działy się i na świecie, i w Polsce, i wreszcie w Kętrzynie. Jest też felieton o Wielkiej Orkiestrze, której nie było w naszym mieście. To mnie zatkało. Ale nie tylko, bo poruszam rzeczy bardziej osobiste, jak śmierć przyjaciela czy podwórko, na którym bawiłem się 30 lat temu.
Część drugą „Kultura via miejski samorząd” otwiera tekst o kulturze powiatowej pt. „Wstęp powiatowy. Gdzie mieszka kultura?”. Tu nie piszę o samym Kętrzynie. Bardziej porównuję nasze miasto do okolicznych miejscowości. Ta część składa się z rozdziałów, w których opisuję spotkania z pisarzami, poetami, ale także teksty o pisarzach, którzy niedawno zmarli, choćby Gunter Grass, Stanisław Barańczak czy Tadeusz Konwicki. Jeden rozdział traktuje o filmie i teatrze, w innym opisuję muzyczne spotkania. I tu absolutny ukłon w stronę Kardamonu, gdzie byłem zapraszany na koncerty m.in. Macieja Janiny Iwańskiego, Anny Marii Jopek i Kuby Badacha. Pozostałe rozdziały w tej części to malarstwo, fotografia (szczególne wrażenie zrobiła na mnie niesamowita wystawa p. Cembora „Z doliny Katmandu”) i etnografia.

To są już zamknięte historie, ale czas płynie dalej... Czy to oznacza, że podąży pan jeszcze kiedyś „Ścieżką myśli”?
— Już teraz jest mnóstwo rzeczy, o których warto napisać. Ale tego nie wiem czy podążę. Chce mi się pisać o Kętrzynie. To, że chodzę, widzę i chce mi się pisać wyciągnęła ze mnie kiedyś pani Marlena Szypulska. Chce mi się pisać nawet wtedy, gdy widzę coś przez balkon. Tylko wtedy trzeba uważać na sąsiadów (śmiech). Nie napisałem o wydarzeniach kulturalnych, na których byłem, kiedy te wszystkie materiały powstały. Bo nie mam dokąd pisać. Skończyłem współpracę z tygodnikiem, jestem bezrobotny. W paru instytucjach jest zainteresowanie moimi tekstami, ale głównie na zasadzie darmowych publikacji. A przygotowanie czy napisanie tekstu trochę trwa - trzeba gdzieś być, wysłuchać, poobserwować, potem napisać. To jest normalna praca. Z drugiej strony na ulicy ludzie pytają mnie, czemu nie ma moich tekstów w gazecie. Jeden jegomość niedawno kazał mi nawet obserwować Kętrzyn (śmiech). To jest naprawdę miłe.


Jerzy Lengauer (ur. 1970) - nieustannie zafascynowany wielbiciel słowa pisanego, nade wszystko oddany literaturze i Melpomenie, czego wyraz daje w swych pisanych od lat recenzjach literackich (BiblioNetka, Libertas) oraz teatralnych („Teatr”). Prozaik, felietonista, absolwent Kursu Kreatywnego Pisania oraz podyplomowych studiów Wiedzy o kulturze w Instytucie Badań Literackich PAN.
Autor Niepoprawnie subiektywnego dziennika podróży (2014), o którym prof. Tadeusz Cegielski napisał, że to kawałek prawdziwej literatury.

O autorze:

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5