Agata Sadowska, kętrzynianka u wrót kariery

2016-02-17 21:13:02(ost. akt: 2016-02-17 21:20:49)

Autor zdjęcia: archiwum artystki

— Urodziłam się w Olsztynie, ale za swoje rodzinne miasto uważałam właśnie Kętrzyn. Mam do niego duży sentyment — mówi Agata Sadowska. Wokalistka wypuściła niedawno singiel i teledysk do utworu „Garść wspomnień”. Najwyższy czas, by zaprezentowała się także w Kętrzynie. Pretekstem może być wydanie płyty, która według zapowiedzi powinna ukazać się już wiosną.
Zacznijmy od początku, czyli jak to się stało, że zaczęła pani w ogóle śpiewać?
— Śpiewam od dziecka, w zasadzie odkąd tylko pamiętam. Ale taka moja profesjonalna przygoda ze śpiewem zaczęła się w momencie kiedy poszłam na Akademię Muzyczną. Będąc na studiach uświadomiłam sobie, że chciałabym zajmować się tym zawodowo, aby była to moja droga życiowa. Kiedy skończyłam akademię, przeprowadziłam się do Warszawy i podjęłam konkretne działania w tym kierunku.
Ale już wcześniej, kiedy studiowałam na dziennikarstwie i komunikacji społecznej w Olsztynie, śpiewałam w chórze akademickim, imprezach okolicznościowych - zawsze ta muzyka była gdzieś w tle.

Czy teraz, z perspektywy czasu, ta przebyta już droga wydaje się trudna?
— Łatwo nie było łatwo. Na pewno wymagało to także dużo poświęcenia i odpowiedniego podejścia psychicznego. Ale spotkałam na swojej drodze wielu fajnych ludzi, którzy mi pomogli. Którzy mnie inspirowali. To takie moje szczęście. Bez nich nie byłabym na pewno w tym miejscu, w którym obecnie jestem. Nie było łatwo, jednak z perspektywy czasu wszystko to wspominam bardzo miło. Ta droga to również mój rozwój. Muzyczny i osobowościowy.

Ma pani za sobą udział w pewnym programie muzycznym. Te programy mają to do siebie, że z jednej strony wyłapują takie nieoszlifowane talenty-diamenty, ale z drugiej ten rynek muzyczny zapychają. Czy takie programy są tak naprawdę pożyteczne?
— Wystąpiłam w Idolu kiedy miałam wtedy 18 lat. Nie myślałam wtedy jeszcze poważnie o śpiewaniu i traktowałam to jako formę zabawy. Uważam, że one jednak pomagają, ale nie każdemu. Później - z mniejszymi lub większymi sukcesami - brałam udział też w innych programach. Faktycznie teraz patrzę na to sceptycznie, ponieważ te programy często narzucają pewną formę, kreują artystów. Nie potrafiłabym się teraz podporządkować. Problem jest też taki, że te programy wykluwają wielu artystów, o których słuch szybko ginie. Żeby gdziekolwiek zaistnieć trzeba mieć swój materiał - na coverach długo pociągnąć nie można. To jest chyba główny problem.
Jest też tyle tych programów, tyle edycji, że ludzie mają przesyt. Niewątpliwie jednak wielu artystom pomogły w zdobyciu popularność, a raczej w zdobyciu lajków na facebooku.

A czy pani ten występ w Idolu coś dał?
— Szczerze? Rozpoznawalność w Kętrzynie to na pewno (śmiech). Z większych rzeczy to raczej nie. Jak już mówiłam nie podchodziłam wtedy jeszcze poważnie do śpiewania. Wspominam to jednak bardzo miło. Teraz mogłabym się powoływać, że startowałam w Idolu, ale jakie to ma znaczenie? Zwykły epizod, w dodatku dawno temu.

Ok, przejdźmy teraz do teraźniejszości... Teledysk do utworu „Garść wspomnień”, singiel zapowiadający płytę - i co dalej?
— Płyta ma się ukazać wiosną. W tej chwili jesteśmy w trakcie negocjowania warunków z wytwórnią. Na płycie ma się znaleźć 12 utworów, w tym jeden cover. Co później? Mam nadzieję, że koncerty, bo na tym zależy mi najbardziej. Wydanie płyty w dzisiejszych czasach ma znaczenie raczej symboliczne, ale ludzie nadal je kupują. Często i mnie ludzie pytają czy mam płytę, bo chcą np. autograf. To dla mnie bardzo ważne. Docelowo chciałabym skupić się na koncertach, by ludzie słuchali mojej muzyki na żywo. To taki główny mój cel.

A co - prócz talentu, umiejętności i ambicji - potrzebne jest artyście, by mógł istnieć na muzycznym rynku?
Na pewno trzeba też spotkać odpowiednich ludzi, trzeba mieć do nich trochę szczęścia. Miałam dużo szczęścia, że spotkałam producenta Grzegorza Jabłonskiego, z którym udało mi się stworzyć fajny materiał. Na pewno trzeba też zainwestować na jego nagranie. No i wszystko wymaga sporo czasu.

Mieszka pani obecnie w...?
— Od pięciu lat w Warszawie.

A kiedy była pani ostatni raz w Kętrzynie?
— Dokładnie 25 lipca ubiegłego roku, na ślubie mojej przyjaciółki.

To może najwyższy czas pokusić się o koncert w Kętrzynie? Może pani przyjechać np. z promocją płyty...
— Z wielką chęcią. Mieszkałam tu 11 lat, wciąż mieszka tu moja babcia. Pomimo tego, że sama urodziłam się w Olsztynie, za swoje rodzinne miasto uważałam właśnie Kętrzyn, ponieważ mam do tego miasta duży sentyment.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5